Forum HUMANOID Strona Główna HUMANOID

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

ROZDZIAŁ 1. 'Podejrzani'
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 30, 31, 32  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Granica)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciek




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 0:07, 10 Lut 2014    Temat postu:

- Shallya'o uchowaj! - rzucam notes na koc, podrywam się z łóżka. Podchodzę do drzwi, otwieram je raptownie by sprawdzić czy nikt nie podsłuchuje - To już nie jest śmieszne...

Czuję jak wzbierają we mnie emocje. Mój dobry nastój znika. Moja twarz z łagodnej staje się groźna i poważna. Chodzę po pokoju, oddycham głęboko, zaciskam pięści. Po chwili się rozluźniam odrobinę. Daleko mi do dobrego nastroju ale jestem w stanie się opanować.

- Martin... To dosyć ważna informacja... - mówię tonem ojca karcącego dziecko ale szybko się reflektuje - Przepraszam. Wybacz. Ja po prostu... Wybacz.

Siadam na łóżku i rozglądam się po towarzyszach w nadziei że ktoś szybko powie coś mądrego i pozwoli reszcie zapomnieć o moim wybuchu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 9:45, 10 Lut 2014    Temat postu:

Nie przestaję chodzić po pokoju ale mówię spokojnie. Nie dziwię się nagłej reakcji Wuja - Tego się właśnie obawiałem, że wciągną nas w jakąś brudną grę, która toczy się pewnie już od dłuższego czasu... Szczerze mówiąc nie ważne jest czy medyk jest tym "dobrym" czy nie. Historie piszą wygrani - tak przynajmniej mawiał Monroe... Wydaje mi się że powinniśmy przynajmniej spróbować pozostać neutralni, nie mieszać się do tego mimo że oni próbują nas w to wciągnąć. A Ty co o tym myślisz Wujo? Sytuacja zaczyna się robić poważna... i nerwowa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciek




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 10:15, 10 Lut 2014    Temat postu:

Patrzę przez dłuższą chwilę na Vincenta.

- Jesteśmy gośćmi księcia Mortimera. I niech tak pozostanie. Ale... Gdyby się okazało że musimy stąd uciekać, nie mając nic do stracenia, pomógłbym Gotthardtowi. Miałem do czynienia z takimi 'dzieciakami', niesprawiedliwie uwikłanymi w gry i intrygi, pomagałem tym, którzy byli już skreśleni. W mojej ocenie, nie ważne czy jest szalony czy nie, to on jest ofiarą... Mój ojciec mawiał: Jeśli kogoś biją, pomóż mu... - zastanawiam się chwilę i uśmiecham pod nosem - Myślę że powinniśmy być gotowi na wszystko. A może się okazać że olbrzym będzie naszym ubezpieczeniem jeśli będzie nam w jakiś sposób wdzięczny. Przecież my nic nie wiemy o tych księstwach. Jedyny, który miał pojęcie dzisiaj będzie grzebany. Nie chce się wychylać ale jeśli będziemy musieli z jakiegoś powodu stąd... Może dobrze mieć takiego sojusznika... Sam już nie wiem. Sawyer... Co Ty myślisz? Byłeś najbardziej podejrzliwy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sawyer




Dołączył: 22 Sty 2014
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 20:23, 10 Lut 2014    Temat postu:

Siedzę na łóżku i obracam w dłoniach swój sztylet. Na dźwięk mojego imienia podnoszę głowę i patrzę przez chwilę na Wuja.

-Prawisz mądrze, jesteśmy tutaj gośćmi i musimy uważać na to co robimy, a nawet (ściszam głos) mówimy. Prędzej czy później i tak stąd odejdziemy ale nie chciałbym żebyśmy palili za sobą kolejny most. Jak na tą godzinę za mało wiemy o wszystkim i wszystkich. Wstrzymajmy się jeszcze parę dni i obserwujmy sytuację. To miejsce jest naprawdę ciepłym kurwidołkiem i nie chciałbym, żeby okazało się, że musimy nagle zarżnąć połowę zamku aby uwolnić medyka. Skupmy się na razie na najbliższym czasie. Przed nami pogrzeb, pożegnajmy godnie naszych druhów-przerywam popijając wino-a potem zastanowimy się co dalej. Może na pogrzebie będzie okazja uzyskać więcej informacji. Miejmy oczy szeroko otwarte Przyjaciele..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOWY_humanoid




Dołączył: 24 Gru 2013
Posty: 1115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Pon 23:17, 10 Lut 2014    Temat postu:

Tuż przed zmrokiem rozpoczęły się ceremonie pogrzebowe. Kilku żołnierzy oraz Otto i Mikel zostali pochowani z honorami. Żołnierze salutowali przed grobami.
Na cmentarzu zebrała się duża grupa ludzi. Byli tam kupcy, arystokraci ale też prości ludzie. Kobiety płakały, a mężczyźni napinali mięśnie by tylko nie poddać się emocjom. Na koniec w całym mieście zabrzmiały dzwony.

(…)

Wieczorem do zamku przybyła Królowa Petal. Była to piękna kobieta wyglądająca na ok trzydzieści pięć lat. Miała białą cerę, śnieżnobiałe włosy i czarne oczy. Poruszała się z gracją i budziła respekt wśród poddanych. Gdy weszła do wielkiej sali zdjęła biało-szare futro odkrywając olbrzymią, zdobioną, wysadzaną kamieniami suknię z gorsetem w białym kolorze. Wyglądała olśniewająco jednak entuzjazm hamowała chłodna aura unosząca się dookoła. Jej twarz nie miała wyrazu, patrzyła na wszystkich z góry. Niewiele mówiła.
Książe przedstawił jej całą drużynę, wspomniał również o Jordanie, który ze względu na rany leżał w tym czasie w komnacie.
Rozpoczęła się uczta. Byli na niej szlachcice i oficerowie. Królowa prawie się nie odzywała. Przyglądała się Martinowi, Vincentowi, Sawyerowi i Wujowi zza stołu.

(…)

Dwa dni później Jordan wstał z łóżka. Kolejne dni spędzili na odpoczynku i zwiedzaniu miasta. Ludzie w mieście ich rozpoznawali i traktowali z szacunkiem. Szybko rozniosła się wieść że to właśnie ci ludzie uratowali księcia. Jordan zostawał na zamku. Nie miał jeszcze aż tyle sił.
Przez kilka dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Gotthardt pod strażą odwiedzał Jordana przyglądając się jego ranie, zmieniając opatrunki i macając opuchnięte miejsca. Mówił do siebie. Gdy tylko chciał powiedzieć coś do mężczyzn strażnicy od razu kazali mu się uciszyć.
Medyk Jekyll był u nich kilka razy spytać o zdrowie Jordana. Raz powiedział tylko szeptem:
- Gotthardt jest wam wdzięczny, dzięki wam mogę do niego zaglądać. Zanoszę mu czasem coś do jedzenia. Cholerny drab nie umie się zachować więc pewnie sam nie podziękuje.

(…)

Minął tydzień od czasu gdy przybyli do zamku. Przez ten czas prawie nie widywali księcia, nie wspominając o królowej.
Wujo niemal wszystkie noce spędzał poza pokojem, wracając do łóżka dopiero nad ranem. Zawsze z uśmiechem na ustach. Czasem opowiadał co robił w nocy ale większość szczegółów zostawiał dla siebie.

.

Tego dnia w zamku panowało poruszenie. Służba szykowała przyjęcie. Wieczorem do zamku miał wrócić syn królowej i księcia, dziedzic Kay wraz z wybranką serca by ogłosić oficjalnie zaręczyny. Służba była wyraźnie podekscytowana, kobiety śmiały się między sobą opowiadając anegdoty o dziedzicu i Gerdzie – jego przyszłej narzeczonej.
Kay Sno był podobno walecznym wojownikiem. Ludzie nie przepadali za nim ale nie mówili też nic wyraźnie negatywnego na jego temat. Przynajmniej nie ci na zamku… Czasem w ulicy można było usłyszeć plotki o jego opieszałości, okrucieństwie i niedojrzałości.
Służące przyniosły całej drużynie nowe zdobne ubrania. Na przyjęcie szedł też Jordan, który szybko odzyskiwał siły choć jeszcze wyraźnie wcześniej niż reszta męczył się podczas zwykłych, codziennych czynności.
Przyjęcie było wspaniałe. Zaproszonych było prawie dwieście osób. Do zamku przybyło wielu gości. Na korytarzach cały czas ktoś się śmiał i żartował. Wszędzie były tłumy. Część zajęła komnaty gościnne.

(…)

Królowa Petal Sno siedziała w centralnym miejscu przy wielki stole, na drewnianym, bielonym i malowanym tronie. Po jej prawicy siedział książe Mortimer Sno a dalej Brav. Po lewej stronie były dwa wolne miejsca dla syna i młodej Gerdy. Martin, Vincent, Sawyer, Wujo i Jordan zajęli zaszczytne miejsca tuż obok księcia za Bravem. Wszyscy komentowali grupę mężczyzn zerkając na nich co chwilę. Niewątpliwie byli tematem numer jeden wśród gości.
Po godzinie od rozpoczęcia przyjęcia przybyli główni goście – Kay i Gerda. Kay był wysokim, szczupłym mężczyzną o szerokich ramionach i zimnym obliczu odziedziczonym po matce. Gerda była pulchną, rudą i nieśmiałą dziewczyną. Gdy goście wiwatowali na ich cześć była zawstydzona, czerwieniła się i uśmiechała nerwowo. Możnaby pomyśleć że była nieco wystraszona.
Szli przez środek Sali gdy Kay zobaczył nieznanych mu mężczyzn przy głównym stole. Spojrzał na nich z wyraźną dezaprobatą, potem skierował wzrok na ojca. Gdy zasiadł na miejscu książe wzniósł toast za narzeczonych, mówił długo i kwieciście. Służący wnieśli do sali trzy rożna z nabitymi nań świniakami. Zapachy były wyborne. Zaczęła się wieczerza i pijaństwo.

- Drodzy goście! – książe krzyknął i momentalnie cała sala ucichła.
- Twoje zdrowie mości Mortimerze! – ryknął ktoś pijackim głosem z końca sali. Zawtórowała mu salwa śmiechu.
- Drodzy goście! Chciałbym wam kogoś przedstawić! Pewnie zastanawiacie się co to za mężowie siedzą przy naszym stole – spojrzał po sali, widać było napięcie wśród gości - Oto ‘bohaterowie horyzontu’! To ci, dzięki którym dziś mogę świętować tu z wami ten wspaniały dzień mojego syna! – krzyknął głośno, a cała sala wiwatowała – Pod naporem wroga zginęło wielu dzielnych wojowników. Oni również stracili dwóch swoich towarzyszy. Niech Morr zabierze ich z dala od krwi tego świata! – krzyknął i wzniósł kielich wysoko, wszyscy goście podnieśli kielichy i w ciszy wypili toast – Wstańcie panowie! – zwrócił się do pięciu mężczyzn przy stole – Wstańcie śmiało, niech każdy zobaczy wasze bohaterskie oblicza!
Kilka osób krzyknęło jakieś pochwały. Ktoś zażartował. Zabawa trwała dalej.
Kay był wyraźnie niezadowolony że goście jak i jego ojciec w takim dniu poświęca tyle uwagi obcym ludziom. W pewnym momencie podszedł do księcia i kłócił się z nim przez chwilę.

Kilku szlachciców zaprosiło ‘bohaterów horyzontu’ do rozmowy. Wszyscy stali rozmawiając gdy podszedł do nich książe Mortimer. Zdążył wtrącić kilka uwag na temat umiejętności posługiwania się mieczem przez Sawyera gdy podszedł do nich Kay w towarzystwie dwóch szlachciców. Widać było po nim że wypił już kilka kielichów wina…
Jeden ze szlachciców miał kręcone rude włosy i brodę – wcześniej był również przedstawiany wszystkim jako ojciec Gerdy, wybranki serca Kaya. Drugi miał krótko ostrzyżone włosy i wydawał się znudzony przyjęciem.*
- Kto w zimę przedziera się przez góry? – ryknął Kay - Mordercy, dezerterzy i złodzieje. Dziś widzę przy moim stole grupę mężczyzn, których nikt tutaj nie zna. A jednak siedzą na honorowych miejscach. Po co tu przyszli? Czy ktoś wie? To jest mój dzień!
Towarzysze młodego dziedzica stali za nim milcząc.
- Kay uspokój się – książę Mortimer skarcił go stanowczo.
Szlachcice stojący dookoła przyglądali się z zaciekawieniem całej sytuacji.
- Wpuściłeś obcych do zamku! Kim jesteście? – Kay zachowywał się wyzywająco patrząc kolejno każdemu w prosto w twarz – Po co tu przyjechaliście? Jesteście przestępcami? Uciekliście? Czego tu szukacie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 8:59, 11 Lut 2014    Temat postu:

Lekko rozbawiła mnie tyrada księcia - Spokojnie książę, nie przyjechaliśmy w Wasze piękne włości żeby ukraść Tobie Panie koronę albo wybrankę serca. Pomogliśmy Twojemu ojcu jak był w potrzebie a teraz On wspaniałomyślnie postanowił nas ugościć dopóki nasz kompan nie dojdzie do siebie. Jesteśmy Panie tylko zwykłymi podróżnikami, na szczęście nie urodziliśmy się jako chłopi przypisani do ziemi i możemy cieszyć się możliwością odwiedzania tak pięknych krain jak Twojego ojca. Oczywiście jeśli książę Mortimer znudzi się naszym towarzystwem odejdziemy bez słowa. - lekko kłaniam się gospodarzowi - Jeszcze raz dziękujemy książę za gościnę. To dla nas zaszczyt móc biesiadować w takim towarzystwie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Captain Claw




Dołączył: 07 Sty 2014
Posty: 388
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 11:11, 11 Lut 2014    Temat postu:

Patrzę nieufnie na księcia. Jakiś dupek! Albo po prostu upija się na berserkera - hehehe - śmieję się pod nosem. Nie odzywam się. Obserwuję uważnie twarz księcia i twarze jego towarzyszy.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Captain Claw dnia Wto 11:12, 11 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOWY_humanoid




Dołączył: 24 Gru 2013
Posty: 1115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Śro 1:09, 12 Lut 2014    Temat postu:

Kay machnął ręką i odszedł nim Vincent skończył mówić. Jego dwaj kompani stali przez moment przyglądając się kolejno całej piątce mężczyzn. Po chwili ruszyli za dziedzicem. W drodze do stołu, ten z krótko ostrzyżonymi włosami mówił coś na ucho książęcemu synowi.

- Przepraszam - książe Mortimer był zdenerwowany i zawstydzony, nieufnym wzrokiem odprowadził wzrokiem całą trójkę - Nie wiem co mógłbym jeszcze powiedzieć...

Ludzie z którymi Vincent, Martin, Jordan, Wujo i Sawyer rozmawiali, nim przyszedł do nich Kay, zaczęli się się rozchodzić.

Książe uśmiechnął się gorzko i odszedł.

- Panowie... - usłyszeli za sobą głos. To był oficer, ten którego syn zginął w trakcie ataku orków na księcia. Ten sam, którego kiedyś uratował Gotthardt - Trafiliście do Eisberga w.... - zawahał się - dziwnych czasach. Jeśli jesteście tu przypadkowo to radzę wyjechać. Niedługo nie będzie tu tak sielankowo... - rozejrzał się czy nikt nie słyszy - Kay - to imię wyraźnie z trudem przeszło mu przez gardło - bardzo... bardzo chcę zdobyć koronę. Teraz gdy księstwo walczy o wpływy przelewając zieloną krew... - jego twarz nie wyrażała emocji, wyglądał na człowieka zrezygnowanego - Nie można nikomu ufać. Dobrze wam radzę. Im szybciej wyjedziecie tym dla was lepiej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 18:21, 12 Lut 2014    Temat postu:

Oddycham bardzo powoli i ciężko. Mimo tygodnia rekonwalescencji każdy krok jest dla mnie wysiłkiem. Nawet nie próbuję udawać wesołości, którą wydawałoby się że powinienem odczuwać z powodu tego, że jestem w takim miejscu w czasie wielkiego balu.

- Cudownie że tu jesteśmy

mój głos jest cichy i charczący, ale staram się mówić wyraźnie a głowę trzymać prosto.

- nie jestem znawcą ludzkich charakterów czy relacji międzyludzkich, nigdy mnie do tego ciągnęło. Jeżeli o mnie chodzi to posłuchałbym rady Pana Oficera, ale zima mimo wszystko nie zachęca nas do dalszej podróży a i ja nie czuję się jeszcze na siłach by w nią wyruszyć.

Dopiero teraz jakby uświadamiam sobie, że oficer jest cały czas z nami.

- Bardzo mi przykro z powodu Pańskiej straty ...

Łapię długi oddech. Nie pamiętam kiedy ostatni raz powiedziałem aż tak dużo.

- Jestem zmęczony ... spróbujmy jakoś niedługo stąd wyjść


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOWY_humanoid




Dołączył: 24 Gru 2013
Posty: 1115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Śro 18:52, 12 Lut 2014    Temat postu:

Oficer spojrzał groźnym wzrokiem na Jordana i prychnął.
- Jak sobie życzycie... Ta rada miała być podzięką za pomoc... za to że staraliście się pomóc też mojemu synowi... Zrobicie z nią co chcecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 19:45, 12 Lut 2014    Temat postu:

- Dziękujemy za radę. Postaramy się o niej pamiętać. Ale czy Eiseberg jest aż tak niebezpieczny dla grupy przypadkowych wędrownych? Może nam Pan wierzyć że jesteśmy prostymi ludźmi i nie mamy w zwyczaju włączać się w intrygi i spiski rodzinno - koronne. Mam nadzieję że inni też zdają sobie sprawę że nie jesteśmy i nie chcemy być częścią tej układanki. Jeszcze raz dziękujemy za waszą troskę. Podejrzewam że jak tylko wszyscy z nas będą na siłach temat naszej dalszej wędrówki zostanie ponownie podjęty.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Captain Claw




Dołączył: 07 Sty 2014
Posty: 388
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 0:42, 13 Lut 2014    Temat postu:

Odprowadzam wzrokiem Kay'a i jego towarzyszy. Szukam sposobności, żeby dać znać o czymś przyjaciołom, ale widząc, że oficer cały czas jest przy nas, powstrzymuję się. Cieszę się na każde z trudem wypowiedziane, charczace słowo Jordana. Cholera, wreszcie nasz kompan z więzienia jest z nami pełną gębą. A i do grobu mu chyba znowu daleko... Patrzę znów na oficera. Chłodno. Chytrze.

Zwracam się do niego i patrzę mu w oczy:

- Panie oficerze, co Pan sadzi o Gotthardcie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOWY_humanoid




Dołączył: 24 Gru 2013
Posty: 1115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Czw 21:53, 13 Lut 2014    Temat postu:

Oficer odszedł szybkim krokiem.

Bal powoli się kończył.
Wszyscy wrócili do pokoju. Zaczęli się rozbierać i przygotowywać do snu. Nie zdążyli jeszcze porozmawiać o sytuacji na balu gdy usłyszeli pukanie do drzwi.
Vincent siedzący najbliżej drzwi podszedł bliżej by je otworzyć. W ciemnym korytarzu stał dziedzic Kay z lampą naftową w ręku. Śmierdziało od niego mocno przetrawionym winem. Światło płomienia z lampy lizało kamienne ściany tworząc wspaniałe mozaiki.
- Mogę? – zapytał.
Vincent zawahał się ale zaprosił go gestem do środka.
- Panowie… - gdy przerywał mówić mocno zaciskał zęby – Jestem wam winny przeprosiny. Poniosło mnie dziś. Chciałbym zaprosić was do mojej komnaty. Mam tam świetne wino. Mielibyśmy okazję by porozmawiać. Jest mi wstyd za to co się wcześniej stało... Dużo wypiłem - zrobił krótką pauzę i skierował się do drzwi - Chodźmy.

Szli ciemnym korytarzem. Kay szedł pierwszy niosąc lampę. Wszędzie panowała cisza. Świętowanie się skończyło. Niemal wszyscy już spali lub szykowali się do snu.
- Panno Miriam – Kay ukłonił się chwiejnie przechodzącej z naprzeciwka kobiecie. Spojrzała się na nich z zainteresowaniem i kiwnięciem głową odpowiedziała na pozdrowienie. Wujo podarował jej szeroki uśmiech.
Doszli po schodach do wielkich dębowych drzwi. Kay pchnął je i gestem zaprosił do środka.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Weszli do środka. Martin, Wujo, Vincent, Jordan i Sawyer... Na końcu Kay.

Pomieszczenie było olbrzymie. Z lewej strony stało wielkie łoże z baldachimem. Na środku stał stół z misami pełnymi jedzenia. Po prawej stronie stały regały z książkami sięgające pod sam sufit. Żeby dostać się po książki na górnych półkach trzeba było wspiąć się na drabinę. Obok regału stało biurko na którym leżała otwarta księga. Pod oknem stała wielka pikowana sofa na której siedział... Gotthardt.

- Znacie się już jak mniemam - Kay wskazał dłonią medyka - Chciałem porozmawiać z wami wszystkimi.
Podszedł do stołu i zaczął nalewać wino do kielichów.

- Jest mi wstyd. Uratowaliście mojego ojca, a ja dziś myślałem jedynie o sobie – mówił lekko spięty jakby słowa skruchy były dla niego bolesne lub po prostu w swoim stanie chciał mówić wyraźnie – Musicie mi wybaczyć. Zachowałem się niegodnie.

Podał każdemu naczynie. Podchodząc do medyka zawahał się ale w końcu i jemu wręczył puchar. Uśmiechnął się przelotnie.

– Nie wiem o was niemal nic. Ciekawy jestem co zamierzacie… - zamyślił się jakby nie był pewien czy mówić dalej - … jest pewna legenda, ludowa opowieść. O pięciu przybyszach zza gór. Otóż podobno Eisberg powstał w miejscu gdzie uradowani końcem przeprawy ludzie z północy spotkali biednego i schorowanego tubylca. Mężczyzna pomógł im i był ich przewodnikiem. Oni dali mu jedzenie – spojrzał po wszystkich upewniając się czy słuchają - Wtedy krainą tą rządził Okh. Wielki ork. Utrudniał i niszczył wszystkie ich plany. Przez analogię stałem się Okh’em – uśmiechnął się wymachując kielichem – Moja ukochana narzeczona przypomniała mi tą opowieść i porównała was do założycieli, a mnie do obrzydliwego orka. Sprałem ją porządnie za to porównanie – wypił łyk, zachwiał się i chwycił stołu – O! Gotthardt! To ty jesteś tym tubylcem – zaśmiał się wyraźnie dumny ze swojego odkrycia – Może historia się zatacza? Może to przeznaczenie że jest was pięciu i tubylec… I że trafiliście na takiego łajdaka jak ja… A to jest ich przywódca – Kay chwycił małe popiersie z brązu stojące na biurku obok regału z książkami – Eisberg! Ojciec tego miasta... Wredny uparciuch… Ha! A wiecie jak ta historia się kończy?
Nie czekając na odpowiedź odstawił popiersie na biurko i zaczął wdrapywać się na drabinę stojącą przy regale w poszukiwaniu księgi.
- Gdzieś tu była spisana ta cała historia. Wiejskie banialuki. Ale czemuż nie?! Może to prawda? -Kay rozglądał się przez dłuższą chwilę i wreszcie znalazł poszukiwany wolumin – Jest!
Chwycił książkę i pociągnął ją mocno… Tak mocno że stracił równowagę i runął w dół. Spadając huknął głową w popiersie stojące na biurku. Metalowa rzeźba niemal wbiła się w jego głowę. Gdy upadł na ziemię duży płat czaszki odstawał szeroko, a ze środka wypływała różowa mazia.
Kay był martwy. Z oczy popłynęła mu krew. Wielka czerwona plama przy jego głowie powiększała się z każdą sekundą. Obok, na podłodze, leżało zakrwawione popiersie ubrudzone kawałkami mózgu.

"Czas się zatrzymał"


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Czw 22:06, 13 Lut 2014    Temat postu:

Nie patrząc na pozostałych kucam przy trupie książęcego syna. Rozchylam poły jego ubrania i z jednej z kieszeni wyjmuję kilka kartek, o których wiem, że tam są.
- Nie ma w tym nic śmiesznego - mówię pod nosem. Po chwili wybucham śmiechem. Wpierw zanoszę pojedynczym głośnym szczeknięciem, następnie kolejnymi, w głośnej kaskadzie. Milknę podnosząc się. Gdy chowam za pasek spodni zabrane Kayowi kartki, moja twarz wyraża jedynie powagę. Zwracam się do przybyszy całkowicie spokojnym głosem.
- Przepraszam. Jego śmierć... To był zły człowiek. Jego śmierć w pewnym sensie jest mi na rękę. Ale to teraz nieistotne. Musimy stąd uciekać. Mam dom w Herz, najbliższym Eisberga mieście. Najtrudniej będzie wydostać się z pałacu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Czw 22:16, 13 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 13:39, 14 Lut 2014    Temat postu:

Widząc roztraskaną głowę Kaya czuję jak zbiera mi się na mdłości. Kiedy już myślę że uda mi się powstrzymać, potok wymiocin wylewa się z mojego gardła. Jak tylko strumień ustaje podnoszę się z kolan w poszukiwaniu książki, której tak szukał Kay.

- może się przyda. W bajki nie wierzę ale są ludzie którzy tę historię pamiętają i może ona coś dla nich znaczyć. Chciałbym wiedzieć co. Musimy się wydostać... ale muszę wziąć swoje rzeczy... czy ktoś mógłby podać mi ramię na którym mógłbym się wesprzeć.

Spluwam resztkami wymiocin na podłogę. Widać wyraźnie że cały drżę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Granica) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 30, 31, 32  Następny
Strona 10 z 32

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin