 |
HUMANOID
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pią 19:32, 24 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Nie widzę ze swojej pozycji Otta, wiem tylko że leży za martwym koniem. Widząc minę stojącego nad nim Sawyera ruszam biegiem w ich kierunku.
Nie mogę uwierzyć w to co widzę. Otto...
Gdy tylko udaje mi się odzyskać rozsądek rozpinam popręg siodła martwego zwierzęcia, wyciągam spod niego czeprak. Rozcinam go a do środka wrzucam śnieg. Rozchylam ubranie Otta i przykładam 'zimny kompres' do rany. Uciskam delikatnie tak by szybko poczuł ulgę.
Przypominam sobie o reszcie rannych.
- Martin!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 0:16, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
- Kurwa ja... chłopaki - Martinowi kręci się w głowie - ja... zabiłem go, cholera, on... już nie oddycha... Ja, ja nie jestem medykiem, ja... Ja nie powinienem próbować, nie, nie, KURWA KURWA KURWA kurwa, Jordan!!!! Jordan żyjesz? - Krzyczy desperacko w kierunku grupy ludzi - KTOŚ POMOŻE?
(Jeśli ktoś odzywa się chcąc pomóc, pozwalam na to. Jeśli nie - badam Jordana i próbuję zachowując trzeźwość ocenić jego stan. Wykonuje najprostsze czynności tamujące krwawienie, znowu ten śnieg, przykładam śnieg, cholera to takie prymitywne, ale co innego mogę wymyśleć? Jeśli wydaje mi się, że chłopak jeszcze się jakoś trzyma lub jeśli ktoś odezwał się chcąc pomóc zaczynam przeczesywać okolice w poszukiwaniu jakichś roślin, których mógłbym użyć by zatamować krwawienie. Skoro pierwszy raz od wielu dni widzimy zieleń... Potykam się, nie kontroluję do końca kończyn. Musi tam coś być. W zagubieniu i rozpaczy zapominam o Otto)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 9:09, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Słysząc słowa Martina, zamykam oczy - Już prawie byliśmy na miejscu - myślę. Układam dłonie Otta tak by sam trzymał zimny kompres. Wstaję i idę w kierunku zielarza po drodze wycierając krew z rąk w śnieg.
Kładę rękę na jego ramieniu.
- Martin... - mówię spokojnie i powoli - Uspokój się. Pomożemy Jordanowi, krzyk i emocje są bezcelowe. Trzeba zachować spokój.
(Jeśli płuco Jordana jest przebite staram się jedynie złagodzić cierpienie, jeśli nie jest przebite a strzała jest wbita płytko to staram się ją wyjąć, jeśli jest głęboko, odcinam jej koniec by nie przeszkadzał w 'transporcie'.)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Nie 9:36, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
- Jeszcze żyję. – wyszeptał Jordan i uśmiechnął się by po chwili skrzywić się z bólu.
Mężczyzna w białym futrze podczas walki poruszał się zwinnie i energicznie. Gdy teraz mu się przyjrzeli wyglądał na około sześćdziesiąt lat. Miał pomarszczoną twarz, siwe włosy i zarost. Sylwetkę miał krępą i muskularną. Oddychał ciężko. Obok niego na ziemi siedział szlachcic w drogim ubraniu podróżnym. Był w podobnym wieku. Również był krępy i barczysty. Nosił długą brodę, która teraz zabarwiona była na czerwono krwią z rozciętego łuku brwiowego. Przy pasie miał zdobioną pochwę na miecz
- Mój Panie jesteś ranny, potrzebujesz pomocy – Powtórzył wojownik - Kim jesteście i jakie są wasze zamiary? - zwrócił się do nieznajomych.
- Spokojnie – arystokrata skarcił go – To nie pora na takie pytania. Ci mężowie uratowali nam życie. Ich towarzysze są ranni. Przepraszam was – zwrócił się do stojących obok ludzi – Co z waszymi? - rozejrzał się –Zanieście rannych do wozu. - zaczął się podnosił - Pojedziemy nim do Eisberg. Tam nam pomogą. Trzeba zebrać konie.
- Panie tu może być więcej orków i bę...
- Dlatego najlepiej się pośpieszyć Brav – przerwał mu szlachcic – Co z młodym Loganem? - spojrzał na lezącego obok żołnierza i westchnął – chłopak walczył jak lew, miał dwadzieścia lat. Tragedia. - zwrócił się do nieznajomych – Nikt oprócz nas nie przeżył. - Opuścił głowę, był wyraźnie zasmucony. - Brav trzeba zabrać stąd ciała.
- Wybacz panie... ale... - wojownik zamknął na moment oczy po czym osunął się na kolana. Dopiero teraz szlachcic zauważył plamę krwi pod napierśnikiem.
- Bogowie! - szlachcic chwycił wojownika za ramiona powstrzymując go przed upadkiem - Musimy zostawić ciała. Trzeba się śpieszyć! Pomożecie mi z nim? W Eisbergu będę mógł się odwdzięczyć.
Wujo słysząc rozmowę postanowił odciąć dłuższą część strzały wystającą z ciała Jordana. Zrobił to możliwie delikatnie. Inżynier leżał spokojnie. Zaciskał mocno oczy gdy Wujo poruszał strzałą. Po chwili było po wszystkim. Martin przyłożył śnieg do rany.
- Źle ze mną… - Jordan był wyraźnie słaby – Nie chcę tu umrzeć…
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 11:44, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Podchodzę bliżej do szlachcica
-Pomóżmy sobie nawzajem, też mamy rannych przyjaciół. Im szybciej tym lepiej.
Podchodzę do Brav'a, biorę go pod ramię i pomagam wejść na wóz. Następnie zwracam się do szlachcica szeptem:
-Masz rację, musimy zostawić tu ciała, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że zdążymy wrócić zanim zajmą się nimi wilki.
Podbiegam do reszty drużyny, sprawdzam jak sytuacja.
(zbieram szybko swój ekwipunek, jeśli jest taka możliwość to biorę Jordana na ręce i niosę go do wozu)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 12:14, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
-Przepraszam Wujo, ja... ja po prostu nigdy wcześniej nie byłem w podobnej sytuacji... Zawsze w górach... po prostu... Przepraszam. - Lekko drży mi głos - Przepraszam, Jordan, bogowie... Co z nimi będzie, co z nimi będzie. - Zastygam z bezmyślnym wyrazem twarzy i mówię cicho - Mikel... bogowie...
Pomagam nieść rannych do wozu
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 16:20, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Przy wozie kładę dłoń na ramieniu zmartwionego Martina.
-Zrobiłeś co w Twojej mocy. Weź się w garść, wyjdzie z tego.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 17:24, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
- Zaniesiecie go do wozu? - pytam w kierunku Sawyera - Trzymaj się Jordan. Jedziemy po pomoc. - uśmiecham się lekko do rannego i odwracam się do zielarza - Martin. Martin. Spójrz na mnie. Tam leży Otto... Jest w fatalnej sytuacji. Choć ze mną do niego. Dasz radę? Może będziesz w stanie w jakiś sposób uśmierzyć ból. - obniżam głos tak by mówić szeptem - On może nie przeżyć transportu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Nie 17:51, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Brav siedział już w wozie. Twarz miał czerwoną, a siniak na twarzy robił się z minuty na minutę coraz większy. Szlachcic obejrzał konie, sprawdził uprzęże, poklepał wciąż rozdrażnione zwierzęta.
- Spokojnie… Już spokojnie – powiedział zmęczonym głosem po czym zaczął wdrapywać się na dach wozu.
Gdy Wujo podszedł do Otta, ten leżał blady na śniegu. Oddychał ciężko i szybko. Oczy miał przerażone.
- Nie chce umierać na stole jakiegoś konowała – powiedział na jednym wydechu po czym jęknął z bólu – Podaj mi miecz. Wujo… - zaczął mówić głośniej tak żeby wszyscy słyszeli – Niech ktoś poda mi miecz! – krzyknął, a głos mu się złamał, z oczu popłynęło kilka łez – Pomóżcie mi! Nie chce umierać jako niedołęga.
Wujo sięgnął po miecz leżący niedaleko. Włożył go w dłoń Otta.
- Teraz niech któryś mi… - miał problem żeby nabrać powietrza - … pomoże. – mówił szybko, każde słowo sprawiało ból – Rozumiecie… Tak mogę umrzeć. To była przyjemność przeżyć z wami ostatnie chwile – powiedział i wymownie spojrzał po towarzyszach – Sawyer… Vince… Wujo… któryś z was… Zróbcie to dla mnie - zamknął oczy - Czas umierać staruszku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 17:56, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Jestem w szoku. Śmierć Mikela była tragedią, czuję się zdruzgotany. Poza tym Jordan nie wygląda najlepiej... Do tego jeszcze to. Wiedziałem że Otto umiera. Ale to?!
Klękam na śniegu i kładę mu dłoń na czole. Zamykam oczy. W głowie myśli szaleją. Jestem zdezorientowany.
Spoglądam na towarzyszy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 21:44, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Nie podoba mi się to ale go rozumiem. Zeskakuję z wozu i podchodzę do Otta i Wuja.
- Prosisz o wiele Otto. Mam nadzieję że będziesz się w stanie nam jakoś odwdzięczyć. Pomóż mu Wujo albo ja to zrobię choć wierz mi, że jest to ostatnia rzecz jaką chciałbym zrobić. Chyba zasługuje chociaż na mniejszy ból.
(waham się ale jeśli będzie taka konieczność to mu "pomogę")
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Elarco dnia Nie 21:45, 26 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 12:19, 28 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Zasłaniam oczy. Nie mogę nic zrobić.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 13:54, 28 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Sawyer patrzył przez chwilę na Otta. Podszedł do niego od strony głowy. Nachylił się i wyszeptał coś do jego ucha. – Wujo – powiedział spokojnym tonem wskazując skinieniem by ten mu pomógł. Wujo uniósł lekko głowę oficera. Sawyer wyjął zza pasa duży, zdobiony sztylet. Wytarł go w śnieg i otarł o spodnie.
Otto był spokojny. Z całych sił zaciskał pięść na mieczu. Oczy miał zamknięte.
Sawyer sprawnym ruchem wbił nóż w kark przyjaciela.
…
Stali nad ciałem przez dłuższą chwilę. Wszyscy byli bardzo poruszeni.
- Mówię to niechętnie ale… żywi czekają – powiedział Wujo.
...
Sawyer, Vincent, Wujo i Martin wsiedli na konie. Koń Martina uciekł, Otta był martwy. Wierzchowca Jordana przywiązali do wozu. Ranny braw siedział na kanapie w powozie. Jordan leżał na ziemi z podkulonymi nogami. Każda nierówność drogi powodowała w nim przeszywający ból.
Szlachcic siedzący na ławce wozu podniósł futrzaną czapę martwego woźnicy. Zatknął ją na głowie, dwoma rękami zwolnił dźwignię hamulca i machnął lejcami. Konie zaczęły iść powoli. Wóz z trudem ruszył po zaśnieżonej drodze. Po chwili przyśpieszył.
Las dookoła był gęsty. Zaśnieżone świerki stanowiły jednolitą barierę ‘chroniącą’ trakt od drogi. Ale już po kilku minutach krajobraz się zmienił. Wyjechali z lasu i z gór. Ich oczom ukazał się ‘wielki las’. Jechali traktem ‘przyklejonym’ do wzgórza, ponad lasem rozciągającym się po horyzont. Gdzieniegdzie widać był cięcia w jednolitej strukturze – Rzekę Magnetytową wraz dopływami.
- Tak blisko już byliśmy – pomyśleli zasmuceni.
Po kilku kolejnych minutach dojechali do kamiennego mostu. Minęli ludzi prowadzących bydło – czterech mężczyzn wyglądających na chłopów. Wszyscy uzbrojeni byli w łuki i topory. Gdy spojrzeli przed siebie zobaczyli zarys miasta. Wóz jechał szybko.
By wjechać do miasta trzeba było przejechać po drewnianej kładce. Przed nią stało dwóch uzbrojonych w halabardy żołnierzy. Obaj mieli mundury z wyhaftowaną białą górą. Nad bramą powiewały chorągwie z takim samym symbolem.
Gdy halabardziści zobaczyli wóz byli wyraźnie poruszeni. Jeden podbiegł do małego drewnianego stojaka z zawieszonym dzwonem i zaczął uderzać w niego metalową pałką. Przepuścili wóz i ruszyli za nim biegiem. W bramie błyskawicznie pojawiło się kilku strażników. Po chwili całe miasto rozbrzmiewało biciem dzwonów. Jeden z nich krzyczał coś do kompanów po czym wskoczył na konia i ruszył galopem przed wozem, w głąb miasta.
- Z drogi! – krzyczał i wymachiwał batem – Z drogi!
Mury miasta były imponujące. Grube i monumentalne. Nie jedna warownia w Imperium powstydziłaby się przy tej budowli. Gdy jechali przez miasto ludzie wychodzili z domów zainteresowani biciem dzwonów. Patrzyli na przybyszów z zaskoczeniem. Pokazywali szlachcica prowadzącego wozem palcami, kilku chłopów ukłoniło się odruchowo.
Wielkie drewniane domy z pali i olbrzymie mury. Ludzie krępi i ‘surowi’. Domy przy głównej drodze z rzeźbionymi elewacjami. Gdzieniegdzie widać było rzeźbione figury bóstw. Całe miasto leżało na wypłaszczeniu u podnóża olbrzymiej góry. Było wąskie ale długie. Na końcu górowała twierdza – zapewne zamek panującego tu władcy. I właśnie w tamtym kierunku jechali…
Pędzili przez miasto. Wszyscy schodzili im z drogi. Żołnierza jadący przed nimi wciąż krzyczał. Wóz trząsł się i podskakiwał.
- Wytrzymaj, to już blisko – Brav zwrócił się do Jordana krzywiącego się z bólu przy każdym szarpnięciu powozu.
Gdy zbliżali się do zamku żołnierz na koniu wrzasnął:
- Otworzyć bramę! Medyka! Medyka!
Gdy tylko wielkie drewniane wrota zaczęły się unosić zwolnił konia, skierował go na bok drogi i poczekał aż wóz się z nim zrówna. Potem zwinnym ruchem wskoczył na wóz i przejął lejce.
Wóz wjechał pędem na dziedziniec a za nim Vincent, Wujo, Martin i Sawyer na koniach. Dopiero tutaj nieco zwolnili. Służący otworzyli wielkie wrota do głównej sali zamku. Drzwi były tak olbrzymie że wóz mógł cały wjechać do środka.
Zatrzymali się w wielkiej sali. Po dwóch stronach w czterech kominkach płonął ogień. Na środku stały długie stoły i ławy. Pomieszczenie było wysokie na dwa piętra. Ze schodów i galerii na pierwszym piętrze zwisały szarfy i chorągwie z symbolem Eisberga. Żołnierz zeskoczył z wozu i pomógł zejść szlachcicowi.
- Panie, co się stało?! Jesteś ranny!– do sali wbiegł oficer straży i ukłonił się nisko.
- Mamy rannych. Medyka! – krzyknął w pośpiechu arystokrata – Natychmiast! Na trakcie tuż za ‘Horyzontem’ zostali martwi. Wyślij dwa zastępy by przywiozły ciała, tylko szybko – podszedł do oficera i położył dłonie na jego ramionach – Przykro mi – powiedział cicho – Logan walczył jak bohater…
Wyraźnie chciał jeszcze coś dodać ale już nic nie powiedział. Oficer zacisnął zęby i patrzył na niego pustym spojrzeniem. Po chwili ukłonił się, odwrócił na pięcie i wyszedł.
Żołnierze niepewnie patrzyli na uzbrojonych przybyszy. Widząc ich spojrzenia arystokrata krzyknął:
- To przyjaciele! Uratowali mi życie. Pomóżcie im! – następnie zwrócił się do nieznajomych – Wcześniej nie było czasu. Nazywam się Mortimer Sno i jestem księciem na tym zamku.
Do sali wbiegło dwóch medyków. Książe usiadł na ławie i oparł się na kolanach. Obaj medycy podbiegli do władcy.
- Ze mną nie jest tak źle. Najpierw oni – skinął na wóz.
Po chwili Brav i Jordan leżeli już na stołach, a medycy zaczęli opatrywać rany. „Podaj wodę, ciepłą wodę! Bandaże! Nici, nawlecz nić” – było słychać wrzaski rozemocjonowanych lekarzy kierujących pomagającymi im żołnierzami.
Do sali weszła młoda służka z dzbanem gorącego wina. Nalała aromatyczny napój do kielichów.
- Przyszliście z gór? W zimę? – Mortimer spojrzał na nich badawczo i wziął jeden z kielichów – Jesteście szaleni albo urodziliście się w Eisbergu – uśmiechnął się – Pewnie dawno nie mieliście nic ciepłego w ustach. Skosztujcie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 20:49, 28 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Schodzę z konia i podchodzę do szlachcica
- Szaleni czy nie czasem po prostu nie ma się za bardzo wyboru. Gra się takimi kartami jakimi ma się na ręku... - Spoglądam w stronę medyków i ich obecnych pacjentów - Wiem że się nie znamy i nic o sobie nie wiemy ale czy znajdzie się dla nas jakieś schronienie na kilka dni przynajmniej dopóki nie staniemy na nogi, wszyscy? Mam nadzieję że nie uraziłem Pana tą bezpośrednią prośbą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Elarco dnia Wto 20:50, 28 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 21:10, 28 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Książe spojrzał na Vincenta, potem na resztę nieznajomych. Uśmiechnął się przez moment.
- Oczywiście jesteście moimi gośćmi. Matyldo - zwrócił się do służki - Każ przygotować salę dla moich gości. Przygotuj się też jakiś posiłek. Zjemy - spojrzał na rannych - gdy tylko skończy się to szaleństwo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NOWY_humanoid dnia Wto 21:11, 28 Sty 2014, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|