Forum HUMANOID Strona Główna HUMANOID

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

ROZDZIAŁ 1. 'Podejrzani'
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25 ... 30, 31, 32  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Granica)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Captain Claw




Dołączył: 07 Sty 2014
Posty: 388
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:44, 27 Mar 2014    Temat postu:

dyszę szybko leżąc na ziemi, mamrocząc pod nosem. Stękam Jestem półprzytomny. Czuję ból w tylu partiach ciała, że nie ma szans, żebym ruszył czymkolwiek. Mam przymknięte oczy, a moja ślina delikatnie wycieka na posadzkę.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Captain Claw dnia Czw 20:47, 27 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sawyer




Dołączył: 22 Sty 2014
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 23:02, 27 Mar 2014    Temat postu:

Łapie butelkę rzuconą przez Wuja prawą ręką. Siła uderzenia o dłoń rozchlapuje parę kropel nie daleko gnijących ciał orków. Patrząc na Gustava i biorę spory łyk zimnej cieczy. Piękne uczucie kiedy płyn drażni moje gardło. Brakowało mi tego. Biorę kolejny łyk i podchodzę do leżącego Martina.

-Napij się chłopie, to uśmierzy ból - mówię i podtykam butelkę po usta Zielarza.

Kiedy ten już wypiję wstaję i przechodzę na środek pomieszczenia. Podnoszę głos i wyrzucam z siebie kilka słów:

-Panowie, kurwa! To, że żyjemy po dzisiejszym dniu, to jakiś pieprzony cud. Przeżyłem w życiu wiele, uwierzcie mi, ale ta walka była naprawdę ciężka. Nie może tak być, że każdy działa na własną rękę! Do kurwy nędzy, wiele już przeżyliśmy razem i nie jesteśmy dla siebie obcy. Musimy działać razem, inaczej każdy z nas zginie sam! Widzę z tej sytuacji dwa wyjścia - albo trzymamy się razem jako drużyna i informujemy siebie o swoich działaniach, tak aby każdy mógł kryć plecy drugiemu, albo rozchodzimy się tutaj i teraz. Skoro nie idzie nam osobno jako banda przypadkowych osób, może powinniśmy wybrać przywódcę bandy ? Jeśli Wam to nie odpowiada to może takiego, który będzie koordynował działania w czasie bitwy ? Bo wierzę, że jeszcze nie jedna nas czeka... Los rzucił nas razem nie przypadkowo, więc przestańmy zachowywać się jak banda skłóconych szczochów. Jesteśmy drużyną, na dobre i na złe. Weźmy się w garść! - mówię po czym podchodzę do wyjścia z chaty. Rozglądam się chwilę po okolicy po czym odwracam się i odrzucam butelkę do Wuja.

-Ciało Brava zniknęło, Jordan wiesz coś o tym ? - mówię kierując się w stronę Inżyniera - ruszajmy dalej, mamy mało czasu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sawyer dnia Czw 23:03, 27 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 7:45, 28 Mar 2014    Temat postu:

- Sawer Gotthard leży nieprzytomny a Martin pewnie nawet nie jest w stanie usiąść. Czy nam się to podoba czy nie, nie ruszymy od razu. Pomóż mi przenieść medyka do środka, trzeba spróbować go ocucić. W tym momencie tylko on może pomoc Martinowi....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciek




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 10:11, 28 Mar 2014    Temat postu:

Odwracam się w kierunku Vincenta.
Mówię coś cicho pod nosem z wyraźnym rozbawieniem a potem głośniej dodaje - Vincent, Gotthardt Martinowi już pomógł. Nic więcej teraz nie zrobi. Spójrz na siebie. Zadbaj o siebie. Obsyp mu tylko twarz śniegiem. Pan medyk już przytomnieje, to mu pomoże. Umyj swoją twarz. Masz - rzucam mu butelkę bimbru - Przemyj tym zapaskudzone zieloną posoką rany, lepiej żeby ci za kilka dnia nie amputował tej ślicznej twarzyczki - puszczam do niego oko.

Podchodzę do dziesięciometrowej deski. Chwytam jeden koniec i ciągnę w kierunku mostu.

- Sawyer masz rację - mówię przechodząc obok domu - Wybacz Gotthardt mój druhu - uśmiecham się szeroko do leżącego, przytomniejącego po moim kopnięciu towarzysza - Wiesz jak jest... No panowie... Te deski same się nie ułożą, a to co nazywacie 'ruszaniem dalej' zaczyna się właśnie od ich ułożenia. Będziemy leczyć rany później - zaczynam chichotać pod nosem, po chwili chichot przeradza się w regularny głośny śmiech - Jordan! A ty nic a nic nie oberwałeś? Zostaw te konie, wyprowadzimy je jak most będzie przejezdny. Pokaż się. No czysty jak du... - przypominam sobie że jest wśród nas 'dama' i przerywam - Poszczęściło ci się - kończę wypowiedź kolejnym szerokim uśmiechem i rzucam deskę na most.

Rozglądam się czy z drugiej strony rzeki nie czai się jakaś zielona banda, jeśli nie to wracam do tartaku po kolejną deskę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Captain Claw




Dołączył: 07 Sty 2014
Posty: 388
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 12:40, 28 Mar 2014    Temat postu:

nie zwracam uwagi na podtykaną mi butelkę, wciąż patrząc półprzytomnie przed siebie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 12:18, 30 Mar 2014    Temat postu:

- Naprawmy ten most jak najszybciej się da i ruszajmy dalej.

Oddaję lejce swojego konia Gerdzie. Po czym zabieram się do noszenia desek. Jednak cały czas jestem czujny i trzymam pistolet przytroczony do pasa, aby móc go wyciągnąć i zareagować na nadchodzące niebezpieczeństwo.

- Tak mi się jeszcze przypomniało. Gotthardt mówiłeś, że ta przeprawa to jedyna droga tam gdzie zmierzamy, a inna możliwość to trasa której przebycie zajmie trzy dni? Jeżeli tak to proponuję zawalić most po przeprawieniu się na drugą stronę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 19:31, 01 Kwi 2014    Temat postu:

Powoli, trzymając się za głowę, podnoszę się z ziemi. Wypluwam z ust krwawą breję. Skinieniem głowy dziękuję Vincentowi, który próbował mi pomóc. Mruczę coś pod nosem patrząc w kierunku miotającego się Wuja. W reakcji na jego słowa kierowane do mnie, całkowicie spokojnie odpowiadam:

- Idiota.

Uśmiecham się. W mojej szczęce brakuje kilku zębów. Po twarzy cieknie krew i topniejący śnieg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 8:18, 06 Kwi 2014    Temat postu:

Biorę deskę ze wskazanego miejsca i zanoszę ją na most - układam przy desce położonej tam przez Wuja.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOWY_humanoid




Dołączył: 24 Gru 2013
Posty: 1115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Wto 10:39, 08 Kwi 2014    Temat postu:

Pogoda była mroźna ale nie było wiatru. Emocje opadały więc mróz zaczął znów doskwierać chociaż to i tak nic w porównaniu z wczorajszą podróżą w nocy.
Ułożyli grube deski na moście. Tylko tyle ile było potrzeba do przeprowadzenia koni.

Pozbierali swoje rzeczy i włożyli do juk. Wyprowadzili konie na zewnątrz domu i przywiązali do płotu. Jordan wskazał Sawyerowi miejsce, w którym leżał Brav. Nie było go widać spod domu mytnika po leżał w śniegu sto metrów dalej. Miał przestrzeloną głowę. Obok niego leżał drugi mężczyzna. Żołnierz również miał dziurę po kuli w głowie. Na śniegu dookoła były ślady krwi. Wyglądały jak płatki kwiatów rozrzucone po białym puchu.

Martin wciąż był otumaniony. Gerda zawiązała mu jakieś szmaty na rękach. Vincent wyczyścił twarz śniegiem. Był wciąż opuchnięty a pod oczami zaczęła zbierać się krew. Gotthardt poruszał się nieco niezdarnie. Bezwiednie dotykał co chwile dłonią do potylicy.

Jordan będący w najlepszym stanie zaczął przeprawiać pierwszego konia. Wujo włożył głowę Mogula do jednego z worków które wcześniej znalazł i przytroczył go do swojego siodła. W tym czasie wrócił Sawyer. Przyniósł białe futro zdjęte z ciała Brava i wręczył je Gerdzie. Zabrał też buty obu mężczyzn i zdobiony piękny miecz.
Po kilkunastu minutach wszyscy byli ciepło ubrani i gotowi do drogi. Gdy przekroczyli most Jordan przyklęknął na skraju rzeki i zaczął kawałkiem metalowego pręcika grzebać w granacie. Ktoś zadał mu jakieś pytanie ale był tak skupiony na swojej pracy że nic nie odpowiedział. Po długiej chwili wszedł na most, przywiązał ładunek na kawałku sznurka do deski leżącej przy samym słupie na środku mostu i opuścił go kilka metrów w dół. Potem delikatnie i precyzyjnie naciął odrobinę sznurek tak by granat trzymał się jedynie na kilku włóknach. Potem wstał i powoli ostrożnie zszedł z mostu. ‘Gotowe’ powiedział i ruszyli.

Ruszyli. Po kilkunastu minutach usłyszeli z oddali wybuch.

Jechali starym zaśnieżonym traktem. Pierwszy jechał Gotthardt, który już na samym początku podróży usnął układając się na końskim karku. Sawyer jechał tuż za nim bacznie przyglądając się okolicy. Wujo jechał w siodle razem z Gerdą. Na początku był milczący. Potem zaczął szeptać coś do dziewczyny i ona zaczęła rozmawiać z nim po cichu. Martin jadąc zgarbiony, skupiał wzrok na końskich uszach albo na jakimś punkcie, gdzieś w oddali. Nie odzywał się. Jordan nasłuchiwał i rozglądał się, próbując ocenić zagrożenie. Vincent zamykał kolumnę. Trzymał przed sobą łuk. Co chwila krzywił się i pluł krwią.

Okolica była piękna. Ośnieżone drzewa rosły gęsto. Gdy jechali przez las świerkowy widzieli jedynie wąską drogę przed sobą. Iglaste gałęzie, szczelnie pokryte śniegiem zasłaniały okolicę tworząc ‘biały wąwóz’. Wróg mógł być kilka metrów obok, a i tak by go nie zobaczyli. Gdy przejeżdżali przez buczyny przestrzeń była znacznie większa.

Co jakiś czas Gotthardt budził się mamrocząc coś pod nosem i wskazując kierunek drogi. Po kilku godzinach obudził się mówiąc że muszą zmienić drogę bo na tej natkną się na orki. Posłuchali. Skręcili w las i medyk znów zasnął.

Wieczorem wszyscy byli wyczerpani. Martin z otumanienia przeszedł w stan irytacji cały czas kręcąc się w siodle. Vincent zasypiał starając się odzyskać chociaż odrobinę sił, a Sawyer co chwilę zmieniał pozycję by odciążyć obolałe żebra.

Gdy słońce zaszło, wciąż było jasno. Gwiazdy i śnieg sprawiały że niektóre szczegóły stawały się jeszcze wyraźniejsze niż w ciągu dnia.
Gotthardt nalegał by nie stawać. Mówił że jeśli wytrzymają to dotrą do schronienia. Jechali dalej. Powoli. Bardzo powoli.



Rano konie były wyczerpane. Szły powoli, z trudem przedzierając się przez zaspy.
Pogoda była dla nich łaskawa. Rano wyszło słońce i śnieg w całej okolicy skrzył się jakby były w nim uwięzione miliony świetlików.



Przed południem Gotthardt obudził się i ostrzegł że za nimi maszerują orki. Że muszą przyśpieszyć… Wujo protestował. Jego koń był szczególnie zmęczony, niósł dwie osoby. Gerda przesiadła się do Jordana i ruszyli. Jechali szybkim tempem przez dwadzieścia minut i wreszcie wyjechali z lasu…

Nigdy czegoś takiego wcześniej nie widzieli…

Wyjechali spomiędzy drzew na polanę wielkości całego Eisberga. Na środku niej stała wielka czarna wieża otoczona grubym murem. Dookoła było widać kilka starych, drewnianych, rozpadających się domków. Zapewne były to tylko tymczasowe domy budowniczych. Nie wyglądały na domy mieszkalne… raczej na magazyny.
Wieża był wysoka na kilkadziesiąt metrów. Była stara i omszała, zbudowana z wielkich czarnych bloków kamiennych. Mur który ją otaczał miał około pięciu metrów wysokości. Budowla robiła wrażenie… chyba nigdy nie widzieli takiego budynku. Monumentalna…

Gdy ruszyli w jej kierunku Vincent zawołał dobywając łuku: ‘Orki!’.
Grupa orków i kilku goblinów na wargach pojawiła na skraju lasu za nimi. Nie gonili ich. Stali tylko w milczeniu przyglądając się ludziom przemierzającym polanę przy wieży. Jeden z wielkich wilków zawył, a echo rozniosło się po okolicy. Stali tak w milczeniu by po chwili odwrócić się i odejść. Zniknęli między drzewami.
Mężczyźni przemierzyli polanę i dotarli pod sam mur. Domki stojące pod murem, z bliska wyglądały jeszcze gorzej. Te które jeszcze stały sprawiały wrażenie że zawalą się lada chwila po warstwą śniegu. Drewno było zbutwiałe i stare. Mogły mieć nawet kilkaset lat. Nie nadawały się nawet by do nich wejść.

Nikogo tu nie było. Panowała kompletna cisza…

W milczeniu objechali wieże dookoła w poszukiwaniu solidniejszego domu w którym mogliby się zatrzymać. Nie znaleźli żadnego. Nie znaleźli nic. Tylko ciszę.
Zauważyli też coś innego. W murze dookoła wieży nie było bramy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 16:28, 08 Kwi 2014    Temat postu:

- Wygląda na to że jesteśmy tu bezpieczni od orków ... .Pytanie co gorszego niż one może nas tu spotkać. Nie widzę powodów by tu zostawać na dłużej niż dzisiejszą noc. Znajdźmy miejsca gdzie mamy chociaż tyle dachu nad głową żeby nas cały zakrył. Rozpalmy solidne ognisko i spróbujmy odpocząć.
Vincent i Sawyer sprawdźcie czy w pobliży naszego schronienia nic ciekawego lub nieciekawego się nie znajduje. Wuju proponuję abyśmy nazbierali drewna na ognisko. Gerda pomóż proszę Gotthardtowi jeżeli będzie potrzebował pomocy, jeżeli nie to chodź ze mną i z Wujem, będziesz zbierać chrust. Poza tym proponuję warty na noc. Obejmę pierwszą? Kto chce się dołączyć? Wujo? Jeżeli tak to pozostałe proponuję w Vincenta i Gerdę oraz Sawyera i Gotthardta. Ustalcie kto ma kiedy.

Mówię i mówię. Staram się mówić tonem spokojnym, miarowym i rytmicznym, który ma przekonać towarzyszy jak i mnie samego że wszystko jest pod kontrolą, a dziwna wieża która się tam znajduje nie robi na nikim najmniejszego wrażenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jakub dnia Wto 16:29, 08 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 21:53, 08 Kwi 2014    Temat postu:

Boję sie tego czego nawet Orki sie lękają. Nie podoba mi sie to miejsce i gdyby nie masz stan to omijał bym je szerokim łukiem. Zgadzam sie z Jordanem ale nawet nie bardzo mam ochotę sie odzywac wiec tylko potakuje. Zsiadam z konia i rozgladam sie po okolicy czy tak jak mowił Jordan nie czekają na nas tu żadne niespodzianki. Jeśli będzie w miarę bezpiecznie pomagam reszcie zebrac drewno.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 22:37, 08 Kwi 2014    Temat postu:

- Dlaczego orki zawróciły... - mruczę pod nosem, gdy zbliżamy się do czarnej wieży, którą bacznie obserwuję podczas krążenia wokół niej. Staram się wypatrzeć jakichkolwiek oznak życia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciek




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 7:51, 09 Kwi 2014    Temat postu:

Czuje się jakby ktoś nas obserwował. Rozglądam się po okolicy. Co to za miejsce?
Zeskakuje z konia zapominając o bólu poobijanego ciała. W konsekwencji krzywię się i stękam. Słysząc echo wydawanych przeze mnie dźwięków rozglądam się nerwowo. Pomagam zejść z konia Gerdzie po czym zwracam się do Gotthardta.

- Dobre pytanie... Co to za miejsce? Tutaj mogła skryć się twoja matka? - przyglądam się uważnie medykowi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sawyer




Dołączył: 22 Sty 2014
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 20:32, 09 Kwi 2014    Temat postu:

Kiwam głową w kierunku Jordana i zaczynam objeżdżać okolicę w poszukiwaniu schronienia. Szukam najlepiej wyglądającej zabudowy. Jeśli jakąś zauważam to schodzę z konia i sprawdzam jej stan w środku i czy nie grozi zawaleniem. (jeśli uda mi się takową znaleźć wskazuje ją reszcie). Następnie ruszam w stronę muru oddzielającego wierzę i objeżdżam go powoli dokładnie się przyglądając, zarówno budowli jak i okolicy. Mimo zmęczenia staram się zauważyć jakiś szczegół. Schodzę z konia i podchodzę pod sam mur. Z zaciekawieniem dotykam budowli, przyglądam się bliżej kamieniom użytym do jego budowy. Szukam jakiś napisów lub wyszczerbień. Po dłużej chwili zastanawiam się co najlepszego robię. Chyba zmęczenie rzuca mi się na głowę - myślę w duchu i uśmiecham się sam do siebie. Wskakuje z powrotem konia i ruszam kłusem w stronę lasu. Czuję, że ból żeber powoli ustępuje, ale powrót do dawnej sprawności trochę mi zajmie. Po kilku minutach zatrzymuje wierzchowca i wsłuchuję się w odgłosy okolicy. Jest cicho.. bardzo cicho. Wpatruję się w niebo w poszukiwaniu ptaków. Klepię zwierzę dobrotliwie po pysku i ruszam pod las w poszukiwaniu gałęzi. Na skraju polany, w 2-3 miejscach staram się zrobić prowizoryczne sidła na jakieś nie duże zwierzę. Nawet mały zając będzie dobry - rozmyślam ostrząc nie duże gałęzie za pomocą sztyletu. (nie wiem czy uda zrobić mi się jakieś wnyki, jeśli mam z tym problem to ruszam do reszty wskazując znalezione miejsce na spoczynek i prosząc Jordana o pomoc przy sidłach)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOWY_humanoid




Dołączył: 24 Gru 2013
Posty: 1115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Śro 22:34, 09 Kwi 2014    Temat postu:

Sawyer nim ruszył na skraj lasu wskazał kompanom wypatrzony przez niego w miarę solidny budynek. Był to stary warsztat. Pod zawalonym dachem przed jego wejściem widać było zrujnowany piec kowalski. Głębiej było małe pomieszczenie pełne starych rupieci. Wszystko było zniszczone starością i wilgocią. Dach był dziurawy, z jednej strony zupełnie zawalony ale i tak był to najsolidniejszy budynek w okolicy... poza wieżą.

Mur dookoła wieży wyglądał niezwykle solidnie. W Imperium ciężko byłoby znaleźć tak solidną budowlę. Był gruby na tyle że rosły mężczyzna mógł swobodnie chodzić po jego grzbiecie... takie przynajmniej sprawiał wrażenie.
Zbudowany był z wielkich czarnych bloków kamiennych. Wszystkie były dopasowane idealnie. Na licu nie widać było nawet zadrapania... Nikt nigdy nie szturmował tego muru. Nie było na nim żadnych śladów walki ani uszkodzeń. Był jedynie omszały i to była jego jedyna wada.

Wieża była zbudowana z podobnych kamieni. Była okrągła i zwieńczona stożkowym , wysokim hełmem. Zza muru widać było jedynie górną jej część. Na samym szczycie, wysoko można było dostrzec miniaturowe okienka, przez które nawet niziołek mógłbym nie dać rady się przecisnąć.

Wszyscy zebrali się wokół domu wskazanego przez Sawyera. Gerda zeszła z konia i ruszyła do wnętrza domu. Po chwili pojawiła się w drzwiach z kilkoma rupieciami w ręku.
- Chyba bez tego będzie... wygodniej - powiedział niepewnie i odrzuciła trzymane rzeczy na zewnątrz domu - zostanę tutaj.

Dookoła panowała kompletna cisza. Aż 'dzwoniło w uszach'. Nie słychać było ptaków ani innych zwierząt.

Sawyer zamontował wnyki na skraju lasu. Zaczął zbierać chrust. Vincent, Wujo i Jordan ruszyli w jego kierunku by mu pomóc. Droga od muru do skraju lasu była dosyć długa, było tam około 200 metrów więc również ruszyli konno. Gotthardt i Martin zostali przy murze.

Po kilkunastu minutach wrócili z zapasem chrustu. Gerda posprzątała środek chaty. Pomieszczenie było nieszczelne, trudno było nazwać je wygodnym. Wiatr wiał niemal tak mocno jak na zewnątrz. Nie było mowy o ciepłym wnętrzu. Dziur w ścianach i dachu było tyle że uszczelnienie ich zajęło by im kilka dnia... A taka praca naraziłaby starą konstrukcję na zawalenie. Ale 'na bezrybiu i rak ryba'.

- Co to za miejsce? Tutaj mogła skryć się twoja matka? - Wujo ponowił swoje poprzednie pytanie w kierunku Gotthardta.

Mróz na otwartej przestrzeni był szczególnie nieprzyjemny. Na policzkach pojawiały się przekrwienia w kształcie miniaturowej pajęczyny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Granica) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25 ... 30, 31, 32  Następny
Strona 24 z 32

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin