Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Czw 13:20, 30 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Naprędce nabijam 'pożyczoną' fajkę tytoniem. Słysząc plan Sawyera wybucham śmiechem.
- O kurwa... - parodiuje zatroskaną minę - ... jaki błąd! Powinniśmy też wejść pojedynczo! - wybucha m śmiechem - Wybacz Sawyer ale to nie ma sensu. Dlaczego niby mielibysmy sie rozdzielac? Chodźmy juz. - gestem zachęcam do wymarszu towarzyszy - Chodźmy sprawdzić kopalnie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 13:38, 30 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
-Poczekam na moment w którym naprawdę nie będzie Ci do śmiechu Gustav, a wtedy z mojej twarzy będziesz mógł wyczytać słynną sentencję: ''a nie mówiłem?'' - mówię spokojnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 14:59, 30 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Hej - odzywam się nagle - Chciałem tylko zauważyć, bo patrząc po waszych twarzach nie dostrzegłem, żeby to do was dotarło - ten wielki oblech nosi to samo nazwisko co towarzysz naszej podróży, czy nie sądzicie, że dobrze byłoby go o to zapytać? Albo kogoś innego? Nie żebym miał ochotę... - milknę na chwilę - ale można go spytać o tę całą matkę...
Aha, Sawyer ja z Andresem to... no nie wiem czy jak taki olbrzym... - urywam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Captain Claw dnia Czw 14:59, 30 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Czw 17:01, 30 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
- Rzeczywiście - spoglądam na olbrzyma próbując znaleźć z nim jakąś cechę, poza 'wielkością' podobną do medyka - Ale... Pamiętacie? To nazwisko Gotthardt dostał po ojcu, nie po matce. Ojciec był szlachcicem w Eisberg. Wyrzucili ją jak ojciec zmarł bo była chłopką. Ten tu nie wygląda na szlachcica...
Zerkam na Martina.
- Dobrze mieć kogoś mądrego w drużynie - klepię zielarza przyjacielsko po ramieniu - Tak czy inaczej myślę że teraz nie ma sensu drążyć tego tematu. Najpierw dowiedzmy się czegoś o kopalni, a potem dowiemy się czegoś o tym nazwisku. Na pewno jeszcze go spotkamy - skinieniem wskazuje na Edmunda - Myślę że teraz jest na takie intrygi za wcześnie.
- Idziemy?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 8:27, 31 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
- Sawyer jesteśmy tu obcy więc w jakiej konfiguracji byśmy nie wyszli to i tak nie uda się nam wtopic w tłum, chociaż ta mieścina i tak nie wie co to tłum pewnie. Nazwisko może być przypadkiem albo trafiliśmy na jakiegoś dalekiego kuzyna naszego medyka. Chodźmy już, później sprawdzimy historię rodzinną naszego kompana. - zbieram się do wyjścia.- Martin ma racje, w konfrontacji z takimi osiłkami raczej będziemy średnio pomocni
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Elarco dnia Pią 8:30, 31 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Pią 11:23, 31 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Na zewnątrz panował mrok. Mróz zakradał się pomiędzy najmniejszymi szczelinami w odzieniu by drażnić skórę. Śnieg skrzył się w blasku księżyców i ‘chrupał’ pod nogami przy każdym kroku.
Wioska wybudowana przed kopalnia składała się z kilkunastu chałup i stajni.
Mężczyźni przeszli pomiędzy domostwami w milczeniu. Wszędzie było cicho i spokojnie. Wreszcie stanęli przed skałą. Na drewnianych konstrukcjach prowadzących do tuneli położonych wysoko, gdzieniegdzie paliły się pochodnie. Nigdzie nie było strażników. Nikt nie pilnował składu budowlanego na placu ani wejść do tuneli. Gdzieś daleko zawyły wilki.
Cisza i brak kogokolwiek żywego w okolicy, na terenach gdzie ludzie zbierają się w grupy by przejść przez las, przyprawiał o dreszcz. Cisza…
Ruszyli po solidnej drewnianej pochylni. Musiała być wybudowana niedawno bo drewno było jasne i mimo mrozu czuć było zapach żywicy. Podjazd był tak szeroki że zmieściłby się na nim duży wóz. Gdzieniegdzie poprzybijane były do niego deski by na oblodzonej powierzchni nie ślizgały się końskie kopyta i koła.
Gdy wdrapali się na górę stanęli na skalnej półce, która prowadziła do kilku tuneli. Wszystkie były otwarte poza jednym. Na środku znajdował się tunel z żelazną kratą zamkniętą na dwie wielkie kłódki. Podeszli bliżej. Z zewnątrz tunel nie różnił się zupełnie od innych. Nie było w nim nic słychać, nie płonęła w środku żadna pochodnia. Różnił się tylko kratą.
Widok z półki skalnej mimo mroku był niesamowity. Światło księżyca skrzyło się na czubkach czap śniegu pokrywających okoliczne świerki. Małe ‘miasteczko’, przez maleńkie, z tej odległości, okienka chałup, leniwie mieniło się niczym żar w ognisku. Byli kilkanaście metrów nad nim. To był świetny punkt orientacyjny na zachód, w kierunku Herz. Być może w dzień widać nawet miasto i okoliczne drogi.
Cichy brzdęk wybudził mężczyzn z zamyślenia. Spojrzeli na drugi koniec półki skalnej. Półka kończyła się zawaliskiem. Musiała oberwać się, pociągając za sobą miliony kamieni pogrzebując pod sobą kilka drewnianych budynków technicznych. Kilka z nich jedna przetrwało. Stamtąd dobiegł hałas.
Ruszyli powoli w jego kierunku. Doszli do zawaliska, przez chwilę nasłuchiwali. Cisza.
Nagle Sawyer podniósł rękę wskazując jeden z domków. Widać było ruch przy jednej z chatek. Powoli zaczęli schodzić po rumowisku w jego kierunku. W uszach zaczęło dzwonić od mrozu i adrenaliny. To miejsce przyprawiało o drżenie szczęki. Ciemność udekorowana światłem dwóch księżyców zdawała się otulać zmarzniętych dając im pocieszenie. Po długim czasie spędzonym w takim mroku przed oczami pojawiały się kolejne cienie. Trudno było odróżnić, który z nich jest prawdziwy, a który to wytwór wyobraźni. Nerwy potęgowały omamy. Zmęczenie po dwóch dniach drogi w takich warunkach nie pomagało. Sawyer bezszelestnie wyjął miecz. Schodzili po ośnieżonym rumowisku nie odzywając się do siebie, polegając jedynie na przekazywanych dłońmi gestach. Coś znowu zaszeleściło przy chatce. Teraz widać było lepiej. Mała, krępa postać zniknęła we wnętrzu chatki. Gdy tylko Sawyer to zauważył dał znak by się zatrzymali. Gdy byli już niemal na samym końcu rumowiska kilkanaście metrów od chatki Wujo szturchnął Sawyera i wskazał mu palcem coś na ziemi przed drzwiami. Mała, żelazna kłódka mieniła się w nocnym świetle. Była rozbita. Brzdęk, który wcześniej słyszeli… Powoli, z namaszczeniem stawiali każdy kolejny krok. Byli już dziesięć metrów od drzwi gdy w środku coś zahałasowało, jakby poprzewracały się narzędzia. Wstrzymali oddech. Martin idący z tyłu słysząc niepokojący dźwięk starał się zatrzymać nagle… zbyt raptownie. Podeszwa poślizgnęła się na oblodzonych kamieniach i runął z jękiem na ziemię, zjeżdżając na plecach na sam dół.
W środku znów coś zahałasowało i jak wystrzelony z pracy, ktoś wybiegł ze środka, zaczynając uciekać. Mała, ciemna sylwetka pomknęła w kierunku lasu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 20:05, 31 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
- AAaaaaach kurwa... - jęczę próbując podnieść się gwałtownymi ruchami i potykając powtórnie, próbuję szybko wyciągnąć coś z torby
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 14:34, 01 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Działam instynktownie i ruszam biegiem za uciekinierem. Jest ślisko więc muszę biec ostrożniej niż zwykle. Powietrze jest fantastyczne, jak w Norsce, dobrze się nim oddycha. To nie mój teren, ale był to mój klimat przez ostatnie lata. Powinienem szybko dogonić szabrownika.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 23:26, 01 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
-Vincent, przydałby się twój łuk - wyrywa mi się gdy ruszam pędem za uciekinierem.
Wyciągam miecz ruszając do biegu. Trzymam go nisko by w razie upadku nie zranić siebie ani nikogo z towarzyszy. Gdy przebiegam obok chatki rozglądam się co jest w jej środku by potencjalnie ocenić czym może bronić się szabrownik i jakie stanowi zagrożenie.
Pędzę ile sił. Najlepiej byłoby go wziąć żywcem ale jeśli okaże się że będzie stawiał opór w taki sposób że zagrozi bezpośrednio któremuś z nas, nie zawaham się go porządnie chlasnąć mieczem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 9:16, 02 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
- Matin nic Ci nie jest? - Nie jestem tak szybki jak Wujo z Sawerem. Sprawdzam najpierw czy Martinowi nic się nie stało. Następnie zaglądam do chaty. - Biegnij Wujo, ja sprawdzę czego mógł szukać tutaj- Jeśli nie znajdziemy tam nic niezwykłego to biegnę za resztą.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Nie 15:09, 02 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Złodziej pędził w kierunku lasu. Sawyer i Wujo ruszyli pierwsi w pościg.
Ciemna sylwetka wpadła miedzy drzewa gdy kilka metrów przed nią pojawiły się dziesiątki mieniących się w ciemności plomykow. Zapłonęły jasnym światłem i po chwili nieco zblady by rozmnozyc się i wypełnić las na kilkanaście metrów przed uciekinierem.
Widok był tak samo fascynujący jak i przerażający. Kolorowe światła sprawiały wrażenie jakby z krzaków spoglądało na wszystkich stado wilków albo innych jeszcze bardziej przerażających stworów. Niektóre 'światełka' plonely tuż nad śniegiem inne wysoko nad głowami.
Złodziej zahamowal z jękiem i odwracając się, w akcie desperacji zamachnal się metalowym pretem na nadbiegajacych mężczyzn. Sawyer pochylil się by uniknąć ciosu i w tym samym momencie Wujo błyskawicznie ciał na wysokości piersi przeciwnika. Ten ku zdziwieniu atakującego zdążył cofnąć pręt i przysunal go do ciała. Ostrze miecza Wuja spadło na metal wydając głośny dźwięk. Uderzenie było silne i złodziej poslizgnąwszy się na oblodzonym podłożu runął na plecy.
Sawyer przyłożył mu miecz do gardła, a Wujo dopadł do niego i zerwał mu szmatę z twarzy.
Mężczyzna był krasnoludem z obfita ruda brodą. W pierwszej chwili chciał zrzucić Wuja przyciskajacego go do ziemi ale nagle zastyg w bezruchu.
- Gustav? - zerknął na Sawyera - Sawyer? To ja! Heiter! Co wy tu... - Przerwał i spojrzał na miecz przy swoim gardle - Wszystko mogę wytłumaczyć! - dodał nerwowo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NOWY_humanoid dnia Nie 16:47, 02 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 11:59, 03 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Podchodzę z tyłu próbując coś dojrzeć obok stojących Wuja i Sawyera. Kolorowe światła jeszcze niezupełnie zbladły i widzę, że ktoś leży na ziemi. Mruczę coś pod nosem. Staję dwa kroki za towarzyszami i uważnie przypatruję się sytuacji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Maciek
Dołączył: 04 Sty 2014 Posty: 235 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pon 16:28, 03 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Nie ma czasu na zaskoczenie...
- Ciii... - uciszam wszystkich i zakrywam Heiterowi usta by przestał mówić. Rozglądam się przez długą chwilę nasłuchując czy nasz pościg nie przyciągnął niczyjej uwagi. Ruchem ręki odsuwam miecz Sawyera. Cisza. Wstaje i podaje rękę krasnoludowi.
- O mały włos, a byśmy cie utłukli. Heiter! - rozkładam ramiona i ściskam przyjaciela - Nie denerwuj się. Nie jesteśmy ze straży. Odsuwam się by zobaczyć jego twarz - Dobrze cię widzieć - Odwracam się do towarzyszy. Spoglądam na 'zielarza' - Martin - wypowiadam jego imię i wskazuje na płomyki pytająco, bezgłośnie pada pytania: 'czy to twoja robota?' - Martina znasz, a to jest Anders Scolari, brat Otta. Anders, Heiter to jeden z krasnoludów z którymi przemierzaliśmy przełęcz - spoglądam na krasnoluda. Otto i Mikel zginęli niedługo po tym jak się rozdzieliśmy. Orki. Ale urato... - przerywam - Nie ma czasu. Chodźmy stad, gdzieś dalej zanim ktoś przyjdzie sprawdzić hałasy.
- Heiter co się z Tobą stało? Gdzie reszta waszej wesołej kompanii? Czemu szabrujesz w kopalni na południu od Hirn? - uśmiecham się nie kryjąc zaskoczenia - Jak do diaska się tu znalazłeś?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Pon 17:52, 03 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Heiter wstał, otrzepał ubranie.
- Całe szczęście refleks jeszcze dobry... - uniósł pręt, którym sparował cios Wuja i dotknął palcem zagłębienia po uderzeniu. Uśmiechnął się - Dobrze że to wy - westchnął niskim głosem po czym ocknął się i dodał - Pozabijałbym każdego na swojej drodze ale dobrze że dziś nie musiałem - uśmiechnął się i klepnął Sawyera po ramieniu, wyciągnął rękę do Martina, potem do Andersa - Otto był dobrym minerem. To znaczy... to był dobry chłop.
- Jestem tu sam. Od ponad tygodnia... w lesie... Nikt z moich tamtych kompanów nie był ze mną gdy to się stało. Gdy dotarliśmy z Shnee do Karak Hirn, Weise odesłał mnie do konwoju. Zebrałem trzy tuziny młodziaków - jego twarz zalała się smutkiem - Wszyscy zginęli. Prowadziliśmy osiem wozów. Wpadliśmy z pułapkę. Orki. Udało mi się uratować. Reszta rannych umarła mimo że próbowałem... - zacisnął pięść - Zostałem tylko ja. Śledziłem ślady. Nie chce wrócić do Podziemi z pustymi rękami. To wszystko się kupy nie trzymało... A tutaj... Tutaj próbowałem znaleźć coś czym mógłbym naprawić topór i czegoś do rozpalenia ognia. Nie jadłem ciepłego od kilku dni...
- Racja odejdźmy stąd - odwrócił się w kierunku lasu i zobaczył znów ogniki - Skrzywił się groźnie - Co to za cholerstwo?
Ruszył powoli tak by ominąć płomyki.
- Ukrywam się kilometr stąd.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Captain Claw
Dołączył: 07 Sty 2014 Posty: 388 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 20:10, 03 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Nie orientuje się i nie patrzę na Wuja, gdy ten wypowiada moje imię. Dopiero rozpoznaję krasnoluda i uśmiecham się mimowolnie. Wyglądam jak bym chciał coś powiedzieć, ale nic nie mówię. Kiedy krasnolud podaje mi rękę ściskam ją gorączkowo. Uspokajam się dopiero gdy zaczyna opowiadać historię i mój uśmiech schodzi z twarzy. Gdy pyta krzywiąc się na ogniki odpowiadam:
- prosta sztuczka. Nic ci nie zrobią, druhu. - mówię z uśmiechem. - Naprawdę rad jestem cię zobaczyć. Słuchaj, planowaliśmy wejść właśnie do kopalni, a później wszyscy zjemy coś ciepłego w karczmie. To w końcu niedaleko - patrzę na towarzyszy
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|