 |
HUMANOID
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 10:57, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Podmuch jest bardzo silny i odrzuca mnie do tyłu o parę metrów jednak miękki biały puch amortyzuje upadek. Przez parę sekund leżę zamroczony. Po chwili wracają zmysły i zaczynam odczuwać chłód śniegu pod moimi plecami. Zaciskam dłonie na mieczach, których mimo niespodziewanego uderzenia powietrza, udało mi się nie wypuścić z rąk. Zrywam się na nogi analizując sytuację. Widząc zamieszanie i panikę w szeregach wroga przebijam się jak najszybciej w stronę murów i bramy. Magiczne widowisko jakimi raczy nas teraz Martin i ta gówniara na razie mnie nie interesuje. Później przyjdzie czas, żeby się nad tym zastanawiać. Biegnę ile sił w nogach. Rzucam spojrzenie w stronę Jordana, ale widząc, że rana jest nie groźna i jest w miarę bezpieczny, kieruje się dalej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Śro 14:46, 08 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Z Wielkiej Sali zaczęli wybiegać goście, jedni uciekali w popłochu w kierunku bramy, inni pochwyciwszy miecze ruszyli w kierunku rebeliantów. Zapanował chaos.
Magiczne chmury ścierały się wirując po dziedzińcu.
Ruszyłeś biegiem w kierunku bramy. Dwóch gwardzistów starało się ją otworzyć. Gdy dopadłeś do pierwszego z nich, drugi padł na kolana błagając o litość.
- Spuście kratę! - Krzyknął Edmund zza twoich pleców, i z garstką ludzi wbiegł do klatki schodowej blisko czerwonego stawu.
Odepchnąłeś strażnika i chwyciłeś za klamkę od furty w bramie. Nagle zobaczyłeś jadącego pędem na koniu Verlorena. Jechał w kierunku bramy, sam.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 9:49, 22 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Jeśli strażnicy nie stawiają większego oporu to staram się ich nie zabijać, a ogłuszyć. Kiedy zauważam jadącego Verlorena, natychmiast staram się zamknąć bramę. Przez chwilę patrzę jeźdźcowi prosto w oczy, starając się odgadnąć jego intencje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Pią 14:29, 07 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Nagle powietrze zastygło…
Czas spowolnił swój bieg. Ale nie w głowach ludzi lecz naprawdę. Powietrze stało się ciężkie i lepkie, a każdy ruch stał się ociężały jakby ruchy topiącego się odartego z resztek sił… i ten dźwięk… Pisk? Wrzask? Zgrzyt? Ciężko było określić to co dotarło do uszu ludzie na zamku… z niczym nie dało się tego porównać. Towarzyszący temu ból, przeszywający ból wewnątrz głowy, niczym gwóźdź wbijany delikatnymi ruchami w czaszkę torturowanego, przeszył zgromadzonych. Ludzie targnięci tym impulsem chwytali się za uszy, inni upadali na ziemię w omdleniu, ktoś upuścił miecz, a ktoś inny zwymiotował wprost pod siebie.
Chmury zatańczyły po raz ostatni… i nagle czarna chmura zastygła w powietrzu. Jej powierzchnia zaczęła materializować czarny jak smoła popiół. Trudno było oderwać wzrok od tego zjawiska. Wreszcie kolorowa chmura natarła na nią pochłaniając ją szybkimi brutalnymi ruchami.
‘To jedynie chmury’, a scena dla ‘widzów’ stała się na ułamek sekundy przygnębiająca i smutna. Kilka osób zalało się łzami. Dźwięki ucichły. Popiół opadał na posadzkę i dotykając ziemi na moment zajmował się ogniem, ciemnym, o kolorze krzepnącej krwi.
Ludzie odskakiwali od chmur i wciąż starali się uciec, jednak ich twarz wyrażały zupełnie coś innego niż przez paroma sekundami. Nie byli przerażeni. Ich ucieczka stała się mechaniczna. Kontynuowali poprzedni zamiar ale byli spokojniejsi…
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NOWY_humanoid dnia Pią 8:37, 14 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Czw 22:53, 15 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
XXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Gotthardt doszedł do Pałacu pierwszy, za nim, w pewnej odległości szedł Andres i Sawyer.
Zdawało się że na dziedzińcu zapanowała cisza… Krzyki, jęki, przewracające się deski, opadające kamienie… to wszystko, te wszystkie dźwięki stały się jedynie szumem… nieistotnym szumem. Jakby umysł każdego z osobna postanowił odpocząć… wyciszył je.
…
Im bliżej Pałacu, tym bardziej ‘szczegółowy’ stawał się ten szum…
- Uaa… affłaa… - Jęczał głośno mężczyzna o czerwonej napuchniętej twarzy leżący na progu sieni pałacowej. Z jego uszu płynęły stróżki krwi. Patrzył szeroko otwartymi oczami na opadające powoli płonące fragmenty worków po mące rozświetlające nocne niebo. W prawym ręku trzymał ludzką rękę… swoją lewą dłoń. Ślina ciekła mu po brodzie.
W sieni jakach kobieta szlochała głośno. Stojący obok mężczyzna szarpał ją starając się przemówić się do ‘rozsądku’.
- Przestań się drzeć! Już po wszystkim! – Krzyczał nienaturalnie głośno – Żyjemy! Słyszysz mnie?!
- Co to było proszę pana? – Przechodzącego sienią Gotthardta szarpnęła za dłoń, blada, jak kamień wapienny, służka o pomarszczonej twarzy – Proszę mi powiedzieć co to było? Ten huk…
Puściła jego rękę i chwyciła kolejną osobę, aż wreszcie dotarła do szlochającej kobiety. Ta gdy tylko została dotknięta przez staruszkę, zerwała się z wrzaskiem i chciała uciec, ale widząc bezcelowość swego zachowania, straciła przytomność i opadła na posadzkę.
- Co zrobiłaś? Jak to się stało? Co to… Wstań! No proszę cię, wstań! – Powtarzał głośno mężczyzna stojący nad omdlałą.
By dostać się do Wielkiej Sali, trzeba było przejść przez sień, w której, poza garstką żywych, zachowujących się jak obłąkani, nie baczącymi na zimno wiejące z zewnątrz, leżało kilkanaście ciał martwych gości, rebeliantów i służby. Było wśród nich ciało pana Hyde’a.
Podłoga była śliska, a zamarzająca posoka, lepiła się do butów. Trzeba było iść powoli i omijać ostrożnie ciała. Wiatr niosący kurz i wilgoć wiał nachalnie ku wnętrzu Pałacu.
Siedzący pod ścianą mężczyzna o chudej, pociągłej twarzy i całkowicie siwych włosach obgryzał nerwowo paznokcie, obserwując wszystkich przechodzących przez sień.
- Zawiodła się… to… smutno jej… królowej… - Wymamrotał mijany przez medyka i zachichotał obłąkańczo.
Królowa Rote Erbin von Herz siedziała na swoim tronie rozglądając się nerwowo dookoła. Jej oczy były pełne rezygnacji i strachu.
Za tronem, na tle portretu królowej i króla, stał młodszy hetman Katze Cheshire trzymając w prawym ręku miecz oparty o oparcie krzesła. Wyglądał na wycieńczonego i ewidentnie czuł się źle w swojej ‘nowej roli’. Cały czas był napięty i bacznie obserwował wszystkich dookoła.
Po jego lewej i prawej stronie stało kilku gwardzistów z podniesioną bronią, lękliwie spoglądających na tłoczących się dookoła ludzi.
- Ty śmieciu Cheshire! Pożałujesz tego! – Wrzeszczał ktoś w tłumie.
Czterech rebeliantów stało na wprost gwardzistów.
- Oni są po naszej stronie… przepuście ich – Odezwał się hetman w kierunku żołnierzy.
Ale mimo to że ci niechętnie rozsunęli się, rebeliancie zostali na miejscu wciąż trzymając broń w gotowości.
Nieliczni, zdolni do dalszej walki mężczyźni zachowywali podobną gotowość, nie wiedząc co począć.
- Przegraliśmy… pokonali nas…
- Zamknij się! Spójrz… to był zdradziecki atak!
- Łotry zbezcześciły Święto Herz!
- Kot to zdrajca… tfuu… parszywy zdrajca…
- Klęska! Wszystko stracone… – kłócili się między sobą pozostali przy życiu goście.
- Odłóż miecz! – Odezwał się jeden z rebeliantów do mężczyzny stojącego najbliżej czterech buntowników.
- Po moim trupie psie! – Odparł szlachcic.
- Nie dość macie już krwi przelanej! Koniec tego! – Wrzasnął Katze Cheshire – Osądzicie to wszystko kiedy indziej, na razie pora ruszyć głową i skończyć tą rzeź. Odłóż miecz Fredericku von Still!
- Odłożę – Po chwili wahania szlachcic odłożył miecz na ziemi - Ale nie na twoje słowo, tylko z własnej woli, zachowując godność pokonanego… Ty parszywa gnido Cheshire… - dodał nie powstrzymując emocji von Still i splunął na ziemię.
Przez drzwi sieni, do zamku zaczęli wchodzić kolejni rebelianci ze zdziwieniem obserwując zastaną scenę.
Deckel Herzson stał niedaleko swojego miejsca, trzymając dłonie na ramionach bratanicy Gerdy, która wyglądała na dość opanowaną choć jej oczy były chwilami rozbiegane. Deckel przyglądał się całej scenie z ledwie zauważalnym, szyderczym uśmieszkiem. Stał wyprostowany i poważny, a jego oczy były spokojne.
Z zewnątrz przez otwarte drzwi sieni dobiegł metaliczny dźwięk otwieranej stalowej furty w bramie zamkowej.
- Gdzie są wasi przywódcy? – Odezwał się głośno Katze Cheshire.
Rebelianci spojrzeli po sobie.
- Z nami jest Edmund Grunenturn. Zaraz tu będzie. Pan Kaninchen powinien przybyć niedługo – odezwał się wreszcie jeden z nich.
Hetman wyglądał jakby odpowiedz ta mu nie pomogła. Zmarszczył brwi, zirytowany tym oczekiwaniem w roli strażnika więziennego. Widać było w nim wojownika, nie przyzwyczajonego do takiej roli.
- Co chcesz zrobić Cheshire? – Odezwała się królowa.
Hetman nie odpowiedział.
Goście z innych księstw, konsulowie, stali stłoczeni przy swoich miejscach. Viktor Hautain ze Szmaragdowego Grodu, wraz z towarzyszącą mu młodą kobietą, stali przy samym stole obserwując w milczeniu całą scenę. Gdy do Sali wchodzili kolejno Gotthardt, Andres i Sawyer, mężczyzna pochylił się w kierunku towarzyszki i wyszeptał coś cicho.
Za nimi stał Masrek 'Młot' Cekić ,wyraźnie wściekły drepczący w miejscu, jakby rozsadzała go chęć do działania… do walki…
Obok krasnoludów Wiese i Grobiana, z Karak Hirn, stało dwóch miejscowych krasnoludów, Szerel Thornsen i Tromsen Spiss. Obaj zdenerwowani, żywo komentowali coś między sobą.
Konsulowie z Elfich Osad, elfka Lethorin i jej towarzysz stali w oddaleniu z oburzeniem wymalowanym na twarzy.
- Panie Cheshire… - Odezwał się młody, pełen rozpaczy głos, dobiegający spomiędzy ludzi zgromadzonych w centrum Wielkiej Sali – Co pan robi, hetmanie?
Verloren zrobił krok do przodu wychodząc z tłumu w kierunku hetmana. Stojący na jego drodze żołnierze podnieśli broń, jednak trudno było nie zauważyć strachu jaki pojawił się na ich twarzy na widok, młodego kawalerzysty, niosącego w dłoni szablę.
- Panie Verloren… niech się pan zatrzyma… my… - Głos gwardzisty był niemal błagalny.
- Ślubował pan wierność królowej.
- Miało cie tu nie… - Zaczął ojcowskim tonem hetman, jednak szybko spoważniał i zaczął mówić karcącym, surowym głosem, wlepiając spojrzenie wprost w Verlorena – Przysięgałem służyć Herz. Dobrze wiesz że to miasto, to księstwo jest dla mnie najważniejsze. Czasem mężczyzna musi… - Urwał – Zatrzymaj się!
Verloren stanął tak blisko że grot włóczni jednego ze strażników oparł się na jego klatce piersiowej.
-Proszę, niech pan go posłucha – Po czole gwardzisty trzymającego włócznię spłynęły krople potu.
Stojący nieopodal rebelianci zrobili krok do przodu, a wśród stojących niedaleko ludzi dało się usłyszeć szepty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Czw 23:25, 15 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Nie zatrzymuję się w progu sali, od początku podążam za Verlorenem.
Mój wygląd - jestem skrajnie wycieńczony, całe ubranie przesiąkło wilgocią z zewnątrz i moim własnym potem. Mam poparzone dłonie i nadpalone rękawy kurty. Roztapiająca się błotnista zmarzlina spływa z moich kolan i butów na posadzkę. Co jakiś czas oglądam się za siebie albo nieprzytomnym wzrokiem ogarniam przestrzeń wokół. Co jakiś czas ktoś lub coś przykuwa mój wzrok wśród tłumu, tak jakbym rozpoznawał dawnych znajomych, po czym mrużąc powieki znów kieruję swoją uwagę na Verlorena. Sprawiam wrażenie obłąkanego choć równie dobrze może to być skrajne wyczerpanie organizmu - na granicy życia i śmierci.
Kiedy odzywam się wrażenie pryska. Mój głos zachował dawny spokój. Mówię stojąc niedaleko Verlorena i gwardzistów. Nie zależy mi na tym, żeby słyszał mnie ktokolwiek poza młodym kawalerzystą ani na tym, żeby słyszał mnie tylko on - nie mówię szeptem, nie mówię donośnym głosem. Te słowa brzmią zaskakująco, zważywszy na okoliczności, normalnie:
- Verloren, przysięgam ci, że w lochu tego zamku widziałem skutego w łańcuchy króla Herz, któremu również przysięgałeś wierność. I to przed nią - skinieniem wskazuję królową - której półorkowie zawdzięczają okrutną rzeź, o czym sam wiesz najlepiej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 21:18, 16 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Idę powoli w kierunku wielkiej sali co pewien czas przystając żeby złapać trochę tchu. Cały jestem poobijany a moje ubranie jest w strzępach. Gdy docieramy do sali przystaję trochę w drzwiach, zdezorientowany. Widzę jak Verloren idzie w stronę Katze. Przyglądam się nowemu hetmanowi. Jestem zmęczony muszę usiąść... To co mówi Gotthardt mocno mnie zaskakuje, patrzę z niedowierzaniem na Verlorena i jego reakcję.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 23:17, 17 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Wpadam do sali ciągle jeszcze oszołomiony wybuchem. Potykam się o jedno z ciał, tracę równowagę i z hukiem ląduje na najbliższym stole tłukąc zastawę i łamiąc w drzazgi krzesło. Po chwili jednak na stole pojawia się moja zakrwawiona dłoń ściskająca rękojeść miecza. Wstaje powoli rozglądając się dookoła. Jestem półnagi, a mój tors i włosy są brudne od krwi która zdążyła już przyschnąć. Na prawym policzku widnieje świeże zadrapanie z którego sączy się krew. Widząc sylwetkę Kota uśmiecham się pod nosem. Znika on jednak kiedy zauważam co robi Verloren.
- Nie łgałem żołnierzu - rzucam w stronę młodego kawalerzysty, a moje słowa niosą się echem po prawie pustej sali.
Ukradkiem zerkam w stronę Gerdy. Widząc, że nic się jej nie stało biorę głęboki wdech.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Sob 23:48, 17 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Verloren zacisnął dłonie na rękojeści elfickiej szabli.
- Zabiłeś własnych ludzi - Odezwał się pełen goryczy, a jego głos z trudem przebił się przez szloch kobiet, jęki rannych i szepty obecnych.
- Będzie czas na osądzenie moich decyzji. Jestem mężczyzną. Przyjmę konsekwencje jeśli moje czyny zostaną osądzone jako niewłaściwe.
Królowa przysłuchiwała się słowom hetmana w oszołomieniu, jakby zupełnie nie wiedziała co tak naprawdę się dzieje.
Do Wielkiej Sali wkroczył Edmund wraz z kilkoma rebeliantami w starych podartych ubraniach. Górował nad wszystkimi swoim wzrostem. Przeszedł kilka kroków i zatrzymał się przy Gotthardzie.
- Bracie - Położył dłoń na ramieniu medyka i uśmiechnął się kącikami ust.
- Gorąco wierzę w to że to co się stało, ten cały przewrót był właściwy i z korzyścią dla Herz - Mówił dalej Katze Cheshire.
Przy jednym ze stołów, blisko wejścia do sieni, lamentowała stara kobieta w strojnej sukni, z poparzoną twarzą i lewą ręką.
- Zabili nawet dziecko! - Krzyknęła i opadł na kolana.
Na stole przed nią leżało ciało Alicji. Białe futerko całe było pochlapane krzepnącą krwią. Strużki czerwonej cieczy wciąż spływały spomiędzy desek stołu na podłogę. Kropla za kroplą. Twarz dziecka wyglądała spokojnie. Wyglądała jakby spała. Ale liczne cięcia na odzieniu sugerowały że została wielokrotnie dźgnięta nożem lub innym ostrym narzędziem. Oczy miała zamknięte, a powieki sine.
Jakiś mężczyzna dźwignął się z podłogi, podszedł do kobiety i objął ją ramieniem.
Katze Cheshire słysząc krzyk zacisnął szczękę wciąż wpatrzony w Verlorena.
- Ofiary... w każdej bitwie są ofiary. Zawsze gdy chcesz coś zmienić na lepsze, musisz...
- Pan hetman Cheshire? - Przerwał mu głośnym rykiem Edmund - Kocie, to ty jesteś Befreier?
Olbrzym odłożył miecz na stół, przwracając kielich z czerwonym winem. Ruszył w kierunku Verlorena wyciągając zza pasa duży nóż myśliwski i ułożył go w dłoni tak, by ostrze ułożyło się wzdłuż przedramienia, niewidoczne od frontu.
- Teraz jak o tym myślę, mogliśmy się domyślić że to pan - Edmund zdawał się pewny siebie, a jego ton można było zinterpretować jako niegrzeczny lub po prostu zbyt poufały.
Ludzie na jego drodze zaczęli rozstępować się z wyrazem strachu na twarzach.
Młody kawalerzysta spojrzał za siebie na olbrzyma, potem z obrzydzeniem zwrócił wzrok z powrotem na hetmana.
- Verloren, proszę cię. Odłóż broń... - W głosie Kota można było usłyszeć teraz lęk.
- No, no, no... co na to młody, starszy, orkolubny hetman Mandant? Zaszczyci nas swoją osobą? Czy zwiał jak baba gdy tylko usłyszał szczęk żelaza? - Ciągnął Edmund idąc pomiędzy ludźmi. Rebelianci idący za nim szli z obnażonymi mieczami przyglądając się zawadiacko zgromadzonym ludziom.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 23:16, 18 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Szybkim krokiem ruszam za Edmundem. Mija ogłuszenie i szok spowodowany eksplozjami.
- Chcielibyśmy usłyszeć parę odpowiedzi Wasza Wysokość - rzucam w kierunku na to wygląda, że byłej już królowej. Idąc w stronę tronu przejeżdżam mieczem po mijanych stołach, strącając ich zawartość na ziemię. Wśród brzdęku upadających pucharów i tłukących się talerzy i wazonów zbliżam się do reszty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Wto 0:42, 20 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Odsuwam się o krok, przepuszczając Edmunda. Witam się z nim skinieniem głowy. Nie spuszczam z oczu Verlorena. Jeszcze kilka kroków do tyłu. Mamroczę coś pod nosem. Zaczynam obchodzić zgromadzonych na około, uważnie obserwując sytuację.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 23:34, 20 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Staram się nie patrzeć na krzyczącą kobietę, nie mam siły spojrzeć nawet w tamtym kierunku. Dźwięk tluczonych naczyń wyrywa mnie z otepienia spowodowanego zmęczeniem. Wstaję powoli i idę w stronę królowej i hetmana. Chcę zobaczyć co ma zamiar zrobić Verloren ale jednocześnie trzymam się z daleka od Edmunda. Czuję że mimowolnie zaciskam pięści ze zdenerwowania.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Śro 21:38, 21 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Wybuch Sawyera, hałas tłukących się naczyń zwrócił uwagę obecnych. Królowa posłała wojownikowi nieobecne spojrzenie. Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać.
Verloren także spojrzał smutnym wzrokiem na Sawyera, po czym podniósł szablę do góry.
- Do ostatniej kropli krwi... pamięta pan... ? - Odezwał się do hetmana.
Edmund zatrzymał rebeliantów idących za nim gestem i szedł dalej w kierunku kawalerzysty.
X
- Starszy hetman Alfons Mandant nie żyje - Odpowiedział na wcześniejsze pytanie olbrzyma głośnym tonem Katze Cheshire.
Ktoś jęknął z rezygnacją, ktoś inny zapłakał. W Wielkiej Sali rozległy się szepty. Ludzie zaczęli rozmawiać sukcesywnie coraz głośniej aż zapanował gwar.
Zaskoczony Edmund zatrzymał się.
- Cisza! - Wrzasnął, a jego twarz przez moment przypominała twarz wściekłego niedźwiedzia - No... no... Czy... - Zaczął.
- Wiem kto to zrobił - Odparł natychmiast hetman jakby chciał urwać ten temat. Ledwie zauważalnie, na ułamek sekundy zatrzymał swój wzrok na Andresie.
XX
Pomiędzy zgromadzonymi ludźmi przeszła lekko i pewnie Gerda. Twarz miała spokojną i nieobecną. Skierowała się do miejsca gdzie leżało ciało małej Alicji. Stanęła nad nim, wyciągnęła rękę by dotknąć jej policzka ale cofnęła dłoń i zastygła.
Z zewnątrz dobiegł tętent końskich kopyt.
Edmund wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał.
Verloren trzymał uniesioną szablę, a gwardziści stojący przed nim zbledli.
- Do ostatniej... - Powtórzył.
Edmund słysząc słowa oficera wyrwał się z transu i w dwóch susach znalazł się tuż obok niego. Błyskawicznym ruchem obrócił wielki nóż trzymany w prawej dłoni, chwycił lewą za ramię Verlorena i pchnął nóż przed siebie. Sawyer, niezauważony, korzystając z tego że ludzie przestali na moment po jego 'wybuchu' traktować go jako zagrożenie, znalazł się natychmiast obok olbrzyma, ugiął lewą nogę, pochylając się nieco, by zmieścić się w tłumie i wprawnym ruchem przeciął powietrze mieczem. Verloren czując zbliżające się zagrożenie uniósł prawą stopę i powiódł nią łukiem do tyłu, odwracając się w miejscu i nie tracąc przy tym równowagi. Przyciągnął prawą rękę do siebie tak by szabla znalazła się na drodze myśliwskiego noża Edmunda.
Wszystkie trzy ostrza spotkały się niemal w tej samej chwili w jednym miejscu. Edmund wypuścił nóż z dłoni. Verloren zaskoczony działaniem Sawyera zamarł. Ten również zatrzymał się w bezruchu. Jedynie olbrzym zaklął i nagle za jego plecami pojawili się towarzyszący mu wcześniej rebelianci.
- Dość! - Wrzasnął Katze Cheshire uderzając mieczem o podłogę - Edmund, starczy! Verloren! Trzeba wiedzieć kiedy się przegrało! - Jego słowa były proste i rzeczowe, ale oblicze wskazywało że targają nim bardzo sprzeczne emocje.
Olbrzym przyłożył dłoń do ust. Verloren spojrzał przelotnie na hetmana i opuścił szable.
Tętent końskich kopyt ucichł. Jeźdźcy zatrzymali się przed sienią i po chwili do Wielkiej Sali wkroczył wysoki, czterdziestoletni mężczyzna. Zatrzymał się w progu, omiótł spojrzeniem wnętrze pałacu i demonstracyjnie zaczął zdejmować grube skórzane rękawice. Wcisnął je za pas. Ubrany był w porządny, choć znoszony, skórzany płaszcz z wysoką stójką, jeździeckie buty z cholewami i trójkątny kapelusz. Do pasa przymocowaną miał starą zakrzywioną pochwę, z której wystawała rękojeść szabli, charakterystycznego oręża lekkiej jazdy. Twarz miał gładką, zadbaną, a jej wyraz był poważny. Roznosiła się wokół niego aura porządku i dyscypliny.
Za mężczyzną zatrzymało się trzech innych dobrze zbudowanych, młodszych mężczyzn. Ubrani byli podobnie, choć takie szczegóły jak wiszący koniec pasa, niedopięte guziki stójki, rujnowały ich wizerunek, na tle nienagannego wyglądu ich lidera.
- Nic ci się nie stało Edmund? - Odezwał się z przekąsem w kierunku olbrzyma - Zostaw tych ludzi. Dość już zniszczeń.
Brunet chrząknął, a jeden z jego towarzyszy wyjął zza płaszcza zwinięty kawałek papieru. Zrobił dwa kroki w kierunku kandelabru, rozwijając pergamin i stanął obok niego sztywno.
- Herzsonowie, Beckerowie z Polany, Samuelowie… - Chłopak zaczął wyczytywać nazwiska rodów i konkretnych osób – Szerel Thornsen, starszy hetman Alfons Mandant, młodszy hetman Katze Cheshire, a także wielmożni konsulowie z księstw ościennych oraz ten który w listach tytułował się Befreier. Te osoby mają pozostać w Wielkiej Sali, pałacu na Zamku Herz. Reszta… - Chłopak spojrzał na dowódcę.
- Reszta do czasu aż bramy zamku nie zostaną otwarte mają udać się do wozowni – Powiedział od niechcenia, jakby zirytowany formalnościami, brunet.
- To jest mój kuzyn. On też może zostać… - Edmund odezwał się dziwnym, służalczym tonem, a ostatnie słowo wydukał jakby nie mógł się zdecydować czy użyć formy pytającej.
- Niech zostaną też Bohaterowie Horyzontu i Andres Scolari - Odezwał się zdecydowanie pewniejszym tonem Katze Cheshire.
Brunet spojrzał po wskazanych osobach i skinął potakująco głową.
Ludzie nerwowo zaczęli kierować się do wyjścia. Wśród nich był Verloren.
- Panie Verloren – Zwrócił się do niego brunet gdy ten przechodził obok – Pan może zostać.
Oficer spojrzał obojętnie na bruneta.
- Nie. Pójdę razem z innymi – Odpowiedział i ruszył na zewnątrz. Hetman odprowadził go wzrokiem.
- Szybko, już! Już! Rannych zabierzcie… zabierzcie ze sobą rannych… tam im pomożecie… do wozowni… ale już! – Młodzi mężczyźni towarzyszący brunetowi zaczęli popędzać ludzi zgromadzonych w Wielkiej Sali.
Gerda zdawała się nie zauważać całego zamieszania. Wciąż przyglądała się zamordowanemu dziecku.
Po kilku minutach w pałacu została ledwie garstka ludzi, choć kilku rebeliantów krążyło po galerii w poszukiwaniu ukrywających się w pałacowych komnatach wystraszonych gości.
- Cieszę się Katze że to ty okazałeś się Befreierem. Brałem takie rozwiązanie pod uwagę, choć… muszę przyznać że ‘nie wierzyłem’ w to że w tym wieku stać cię na taki heroizm. Ale jak widać źle cię oceniłem. Pomogłeś nam po dwakroć. Przekazując nam informacje Befreiera i tym że nie przejąłeś dowództwa obrony zamku. Wtedy na pewno straty byłyby większe. Dobrze mieć cię po naszej stronie Kocie – odezwał się ciepłym tonem w kierunku hetmana, wciąż stojącego za plecami królowej.
Katze Cheshiere nic nie odpowiedział, jego oblicze nie wyrażało nic. Choć czasem, pobudzony przez bardzo konkretne słowa sprawiał wrażenie zdenerwowanego.
- Panie! – Krzyknął z galerii, z drugiego piętra jeden z buntowników – Tu jest młody Ralf Becker. Zeszczał się w portki. Błaga o litość.
- Ralf jest synem starego Beckera z Polany, ojciec jest umierający, teraz on jest głową rodu – Podpowiedział cicho jeden z młodzieńców stojący wciąż za brunetem.
- Przepędzić do wozowni. Nie potrzebny nam przy rokowaniach tchórz i niedojda – Po chwili dodał ciszej – Dobrze że stary Becker tego nie widzi. Serce by mu pękło, jakby zobaczył jakiego łazęgę wychował – Pokiwał głową z rozczarowaniem.
Mężczyzna ruszył przez Wielką Salę żołnierskim krokiem i zatrzymał się przed królową. Przez chwilę przyglądał się jej.
Kobieta miała rozbiegane oczy. Nie potrafiła skupić wzroku na jednym punkcie dłużej niż kilka sekund. Wyglądała na pijaną. Co chwilę poprawiała się na tronie, oddychała szybko i mamrotała coś pod nosem.
- Nazywam się Josef Kaninchen, jestem przywódcą rebelii, której celem jest obalenie władzy królowej Rote Erbin von Herz za jej niegodne postępki. Reprezentuje ludzi, mieszkańców Herz, wszystkich tych, którzy nie godzą się z poczynaniami dotychczasowej władczyni…
W kolejnych słowach Kaninchen wymienił ‘przewinienia’ królowej wśród, których były m.in. układy z orkami, niesprawiedliwe wyroki, zaplanowanie zabójstwa kilku możnych, morderstwo na księciu Anhänger von Herz itp.
Mężczyzna skończył i rozejrzał się po Wielkiej Sali jakby kogoś szukał.
- Gdzie jest Alfons Mandant?
Katze Cheshire spojrzał na niego i otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale przerwał, po czym skierował wzrok na Andresa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:45, 21 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Gdy Edmund wstawia się za tym, żebym pozostał w wielkiej sali, przez moją twarz przemyka uśmiech, dziwny grymas, wywołana zaskoczeniem mieszanina dumy i wstydu. Nie zbliżam się jednak do zgromadzonych, pozostając cały czas w ruchu uważnie przyglądam się wydarzeniom, przemieszczam się bliżej zachodniej części sali co jakiś czas mamrocząc coś pod nosem, niekiedy wydaje się, że rozmawiam z kimś pełnymi zdaniami, innym razem - jakbym coś cicho nucił, tak czy inaczej moja twarz zachowuje spokój i nie widać na niej śladów gwałtownej ekspresji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 15:29, 23 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Zauważam spojrzenia Katze kierowane w moją stronę. Zdziwiłem się kiedy okazało się że również mam zostać w Wielkiej Sali. Przyglądam się nowo przybyłym postaciom, szczególnie dowódcy. Nie mogę skojarzyć jego twarzy i dopiero po tym jak się przedstawił przypominam sobie kim jest.
Odzywam się gdy pada pytanie o starego hetmana
- Stary hetman nie żyje, znalazłem go martwego w jednej z komnat. Nie wiem kto go zabił...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|