 |
HUMANOID
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 8:36, 27 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Kaninchen spojrzał na Andresa badawczo, po czym zmierzył wzrokiem hetmana Katze Cheshire'a. Uśmiechnął się kącikiem ust.
Gotthardt wciąż kręcił się po Wielkiej Sali mamrocząc coś pod nosem.
- Tamten człowiek mówił że widział króla w lochu – Jeden z rebeliantów odezwał się niepewnie i wskazał na Gotthardta.
Kaninchen spojrzał pytająco na medyka i zwrócił się do jego kuzyna.
- Edmund to twój kuzyn, tak?
Edmund skinął potwierdzająco.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Wto 10:32, 27 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Odwracam się do Kaninchena, podchodzę kilka kroków w jego stronę:
- Nie tylko ja go tam widziałem - skinieniem wskazuję Sawyera - Gdy zamierzałem otworzyć kratę nad wodospadem, usłyszałem głosy. Jesca i Hyde wracali z lochu pod młynem. Przekradłem się tam i wszedłem do środka. W środku było coś w rodzaju centrali maszyn parowych służących do wysyłania wiadomości - rzucam spojrzenie w stronę Katzego - Obłąkany, zakuty w łańcuchy i żelazną maskę pokurcz obsługiwał tę maszynę. Gdy przestawał, para parzyła mu plecy i ramiona. Uwolniliśmy go, zdjęliśmy maskę i wtedy rozpoznaliśmy w nim króla, tego, który znajduje się na portrecie - wzrokiem szukam portretu, który pewnie przepadł gdzieś pod wpływem śmiercionośnych chmur.
Szepczę kilka słów pod nosem, po czym spokojnie i poważnie kontynuuję:
- Ta maszyna, podejrzewam, że to ona spowodowała wybuch. A na jej temat i temat króla możemy zadać pytania królowej albo... - rozglądam się po pomieszczeniu - Jesce Hoop, której nie widzę tu, między nami - ale mój wzrok napotyka twarz Tromsena, którego wskazuję Kaninchenowi - Albo samego konstruktora tej machiny tortur.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 19:17, 27 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Nowe informacje mocno mnie szokują. Słucham Gotthardta ale wydaję się mocno zamyślony. Gdy słyszę imię Jesci mówię bez odwracania wzroku od medyka - Jesca uciekła...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 22:04, 27 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Gdy Gotthardt zaczął mówić przysłuchiwali mu się wszyscy, którzy zostali w Wielkiej Sali. Najpierw słychać było pomruki na słowa o ‘otwieraniu kraty’. Jakiś szlachcic oburzył się i rzucił ostentacyjnie zakrwawioną szmatę, którą wcześniej trzymał przy ranie na ramieniu. Ale nie odezwał się.
Deckel Herzson z lekkim uśmiechem przysłuchiwał się temu wszystkiemu, nie zapominając by bacznie obserwować wszystkich dookoła.
Gdy pojawił się temat ‘maszyny’ słychać było jęki powątpiewania. ‘Oszalał, on jest szalony!’ – Powiedział ktoś pośród gości.
Gotthardt odszukał wzrokiem portret wiszący za plecami Katze Cheshire’a i wskazał wizerunek króla. Królowa nie reagowała. Siedziała zamroczona na swoim miejscu rozglądając się dookoła nieobecnym wzrokiem. Nigdzie nie było widać Jesci Hoop.
Gdy medyk skończył wszystkie spojrzenia utkwiły w obliczu Szerela Thornsena. Krasnolud pobladł, a obserwujący całą scenę krasnoludowie z Karak-Hirn zmarszczyli gniewnie brwi .
- Ta maszyna istnie… - Inżynier zawahał się – Istniała… - Jego głos był niemal płaczliwy – Owszem. Ja ją skonstruowałem. To była praca mojego życia… - Przełknął ślinę i nagle jego ton stał się butny i ostry. Wskazał Gotthardta palcem wskazującym – Ta maszyna służyła do przekazywania informacji! To nie była machina tortur! Wykorzystywałem ciśnienie… parę wodną… system przewodów, rur miedzianych… mechanika tej maszyny… chodziło o to by… - Wyraźnie w emocjach brakowało mu słów – Dzięki temu mogliśmy błyskawicznie przekazywać informacje po całym… CAŁYM mieście! A nawet do niektórych strażnic poza nim. Po starym młynem na zamku było pomieszczenie, w którym ją wybudowaliśmy. Maszyna wymagała pracy jednej osoby. Nazywaliśmy go ‘Pośrednikiem’. Nie wiem kim on był. To była tajemnica królowej. I nie wiem jak… - Przerwał i spojrzał z żalem na królową - … motywowano go do pracy… Jeśli była tam jakaś pułapka, która zadawała mu ból gdy nie chciał pracować, to nie ja ją wymyśliłem ani nie ja ją skonstruowałem. Moim planem nie było nikogo przy niej więzić! Myślałem że jakiś zaufany oficer… że… - Spojrzał ponownie na królową i dodał z wyrzutem – Są granice! Nie tak miało być…
Ciężko opadł na krzesło. Wyglądał na kogoś, kto stracił w bitwie kogoś bliskiego… Rezygnację i ból miał wymalowane wyraźnie na starej pomarszczonej twarzy.
Kaninchen i Cheshire spotkali się wzrokiem. Widać było porozumienie między mężczyznami. Przywódca rebeliantów spojrzał na królową i zmrużył oczy.
Gdy wybrzmiały słowa Andresa ‘Jesca uciekła’, nikt nie zareagował, choć było widać że zarówno hetman i przywódca rebelii zanotowali ten fakt. Cheshire zmarszczył usta wyrażając obrzydzenie…
- Tak. Ten wybuch mógł być spowodowany przez maszynę – Po chwili milczenia krasnolud dodał spokojnym, cichym głosem – Jeśli Pośrednik nie spuścił ciśnienia to mogło urosnąć… jedynym sposobem było szybkie wysłanie kapsuły dalej. Jeśli tego nie zrobił… ciśnienie… - Mówił coraz wolniej – Ciśnienie urosło do takiego stopnia…
- Kapsuła? – Powtórzył Kaninchen i zamyślił się – A zatem mógł to być wypadek. Czyli możemy założyć że król nie żyje. Że nie wysłał…
Przerwał bo z zewnątrz znów dobiegł tętent końskich kopyt.
- Dokończymy ten temat później, teraz mamy ważniejsze sprawy – Zrobił kilka kroków w kierunku sieni.
Edmund wyglądał na odprężonego. Odetchnął głośno i uśmiechnął się do Gotthardta jakby chciał mu podziękować za ‘raport’.
Szerel również podniósł wzrok na medyka.
- Jordan Herman Bock. Pana towarzysz. On wiedział o tej maszynie – Odezwał się ale uwaga ta uszła uwagi Kaninchena.
Wiese i Grobian byli wyraźnie poruszeni tą historią. Rozmawiali cicho między sobą spoglądając to na Szerela, to na Gotthardta i Sawyera.
Deckel Herzson również wlepił spojrzenie w medyka i wciąż uśmiechał się kącikiem ust. Jedynie Gerda Herzson, siedząca obok martwej dziewczynki wydawała się nie zainteresowana niczym co działo się w Wielkiej Sali.
Do zamku przybyli kolejni dowódcy, poszczególnych formacji rebeliantów. Oprócz przywódcy Kaninchena i dowódcy ataku na zamek Edmunda pojawił się Filemon Rolle (Chudy mężczyzna w średnim wieku, z wyglądem bardziej intelektualisty aniżeli wojownika), który dowodził atakiem na bramy miedzy Pogonią, a Bazarem oraz Pat Ranciter (młody chłopak o wizerunku ‘wesołego pastucha’, w marnym ubraniu), dowódca grupy , która nie miała szczególnych zadań poza sianiem zamętu w Bazarze.
Miałbyś jeszcze jeden człowiek – odpowiedzialny za przejęcie kontroli nad Swobodą, jednak zginął w trakcie walk pod murami zamkowymi.
Kaninchen grzecznie poprosił wszystkich obecnych by zasiedli przy stołach. Królowej rozkazał by zajęła miejsce przy zwykłym stole, tak by tron pozostał pusty. Kobieta bez słowa, zajęła wskazane miejsce, choć drogę do niego przebyła podpierając się o stół jakby bała się że lada moment straci równowagę. Nie odzywała się, wciąż sprawiając wrażenie jakby traciła z nerwów zmysły.
Kilku rebeliantów kończyło już wynoszenie ciał martwych na zewnątrz. Na koniec dwóch z nich podeszło do małej Alicji nad którą wciąż stała zamyślona Gerda Herzson.
- Panienko, możemy już ją zabrać? – Odezwał się jeden z zakłopotaniem.
- Niech ona zostanie tutaj na razie ze mną. Nie chce żeby leżała tam, na mrozie z innymi – Głos dziewczyny był spokojny, opanowany ale stanowczy.
Rebelianci spojrzeli pytająco na Kaninchena, który skinął potakująco głową.
- Dobrze panienko… - Oddalili się, a dziewczyna usiadła na krześle obok drobnego ciała Alicji nie spuszczając jej z oczu, zupełnie nie zainteresowana tym co dzieje się dookoła.
- Najpierw chciałbym usłyszeć co się tutaj stało podczas rebelii… - Zaczął Kaninchen - Doszły mnie słuchy że poza wybuchem miały tu miejsce jakieś magiczne zjawiska… Edmund wiesz coś o tym?
Olbrzym pobladł.
- Kolorowe chmury. Na początku ataku pojawiły się magiczne chmury. Zginęli od nich także i nasi ludzie… ale… nie wiem co to było – Mówił nieskładnie i bez przekonania – Wybuchy były dwa. Najpierw w garnizonie… mimo że był… duży… to wyglądał jak wybuch jakiegoś imperialnego pocisku... albo beczki z prochem. Nikt z nas nie miał takich narzędzi. A ten wybuch młyna… tam zginęło wielu naszych… nie mam pojęcia… tam byli moi ludzie. Jeszcze nawet nie wiem kto żyje, a kto zginął… wybuch był olbrzymi… jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego… my nie…
- Czy ktoś mógłby powiedzieć nam więcej o tych chmurach? – Kaninchen przerwał mu zniecierpliwiony i spojrzał po zgromadzonych – Panie Hautain. Pan jest rektorem Uniwersytetu w Szmaragdowym Grodzie i podobno para się pan magią. Mógłby nam pan coś o tym opowiedzieć?
Victor Hautain patrzył przed siebie zamyślony. Słowa Kaninchena wyrwały go z transu. Wstał i odpowiedział neutralnym choć nieco rozedrganym tonem:
- Wiem jedynie że niewątpliwie było to magiczne zjawisko. Domyślam się że wywołał to ktoś – Zawahał się -… lub coś, na zamku. Ale nie umiem wskazać ‘winnego’. Wraz z panną Linn – Wskazał na swoją towarzyszkę – dyskutowaliśmy nad tym, jednak, w całym tym zamieszaniu nie umieliśmy dojść do jednoznacznych wniosków. Być może Pani Lethorin, mogłaby powiedzieć coś więcej na ten temat – Ukłonił się patrząc na elfkę, przedstawicielkę Elfich Osad Południa.
- Mam podobne spostrzeżenia, choć sugerowałabym że mieliśmy do czynienia z ‘czymś’, a nie z ‘kimś’. Moim zdaniem był to pojedynek miedzy dwoma siłami, a ich celem nie było zabijanie ludzi. To był jedynie efekt uboczny - Elfka mówiła szybko i niechętnie, choć ostatnie słowa wypowiedziała z satysfakcją. Była wyniosła i znudzona faktem że musi uczestniczyć w tych rozmowach.
Kaninchen uważnie wysłuchał obu odpowiedzi. Przez chwilę milczał po czym spojrzał po twarzach zgromadzonych.
- Czy ktoś wie coś na temat pierwszego wybuchu i magicznych zjawisk jakie miały tu miejsce? – Zmarszczył brwi dając do zrozumienia że temat ten jest dla niego szczególnie istotny.
Rozejrzał się po Wielkiej Sali po czym zatrzymał wzrok kolejno na Gotthardzie, Andresie i Sawyerze.
- Panowie, zdajecie się dobrze poinformowani, o wszystkim co się tutaj działo. Może któryś z was, wie coś na ten temat? - Uśmiechnął się starając się nie wypaść na 'przesłuchującego'.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Wto 23:50, 27 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Przypatruję się sytuacji, obserwuję zgromadzonych i słucham tego, o czym mówi Kaninchen i pozostali. Od czasu do czasu otwieram usta, z których dobywa się pojedyncze, szeptane słowo. Gdy Kaninchen zwraca się do nas, patrzę ostrożnie po towarzyszach i nie widząc z ich strony chęci by zabrać głos, odzywam się ostrożnie.
- Jak już mówiłem, to ja otworzyłem kratę. Następnie wraz z obecnym tu wojownikiem - wskazuję Sawyera - oraz poległym w bitwie zielarzem zeszliśmy na dół, do wspomnianej przez krasnoluda maszyny.
Czuję, że przeceniłem swoje siły i potrzebuję usiąść. Zajmuję miejsce przy stole, na jego końcu, w odległości od pozostałych. Za plecami mam drzwi, za którymi znajdował się korytarz prowadzący do młyna.
- Na dole, podczas rozmowy z... królem, zostaliśmy zdradzeni. Zielarz wymknął się zamykając z zewnątrz drzwi, uwięził nas w lochu. Gdy udało nam się uwolnić, atak na zamek zdążył się rozpocząć. Edmund wraz z rebeliantami nacierał na mury, by nimi przedostać się do garnizonu. Poleciłem jednemu z naszych przyjaciół, Jordanowi Hermanowi Bock, który, jak mniemam, w trakcie tej akcji poległ, aby z grupą rebeliantów przedostał się do garnizonu przez zamek i spróbował wysadzić zbrojownię. Wskazałem im sprawdzoną przez siebie drogę. Korytarzem, do którego drzwi znajdują się za moimi plecami, musieli przejść przez wielką salę i dalej... Być może ktoś z panów ich widział - zwracam się do zgromadzonych zatrzymując spojrzenie na Katzem, po czym kontynuuję - Jordan był inżynierem, o czym może zaświadczyć pan Thormsen. Zajmował się prochem... Myślę, że pierwszy wybuch był jego sprawką. Nastąpił w odpowiednim czasie od rozpoczęcia działania. Drugi wybuch to maszyna parowa. Oto cała tajemnica zbrojnego zdobycia zamku.
Kończę i przez chwilę wydaje się, że nie będę kontynuował. Zasłuchany w siebie siedzę ze spuszczoną głową.
-Co się zaś tyczy chmur - zaczynam niespodziewanie - Ta dziewczynka, której ciało spoczywa przy panience Gerdzie Herzson - w moich oczach pojawiają się łzy - Znaleźliśmy ją... Ja! Ja ją znalazłem, odszukałem ją! w wieży - płacz ściska mi gardło - Kłódka - mówię jeszcze spoglądając w stronę elfich konsulów, po czym milknę dławiąc łzy, po krótkiej chwili moja twarz odzyskuje spokój, oddech staje się miarowy, ale nie podnoszę wzroku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 17:56, 28 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Z przyjemnościom zajmuje miejsce przy stole dając odpocząć mięśniom. Nie daje jednak poznać po sobie ulgi jaka towarzyszy mojemu ciału kiedy siadam. Zanim jednak spocznę, podchodzę do Gerdy i kładę jej rękę na ramieniu dodając otuchy. Następnie ruszam w stronę jednego z mniejszych stołów gdzie ostał się dzban wina. Biorę go razem z pucharem turlającym się nieopodal po ziemi. Z przewróconego krzesła ściągam płaszcz przypominający ni to koszulę ni to marynarkę. Jakiś nowy dziwny wybryk mody, który jakiś szlachcic odwiesił na oparcie kiedy zaczęło przeszkadzać mu w zabawie. Zakładam go zakrywając zakrwawione i poranione ciało. Nalewając sobie wina do kielicha wsłuchuje się w mówców. Kiwam głową potakująco kiedy Gotthardt wspomina nasze uwięzienie przez Zielarza oraz odkrycie jakiego wówczas dokonaliśmy. Kiedy Medykowi staje głos w gardle biorę porządnego łyka wina.
- Proszę wybaczyć towarzyszowi - odzywam się spokojnie. - To dziecko było dla niego kimś bardzo ważnym.
Skoro się tutaj zebraliśmy Panowie i Panie - biorę łyk wina - wybaczcie śmiałość, ale jaki jest dalszy plan ? - omiatam wzrokiem salę.
- Trzeba zapanować nad wszechobecnym chaosem, również tym informacyjnym.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 23:46, 28 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Przy pierwszej możliwej okazji siadam gdzieś z boku, przy pustym stole. Zamykania oczy że zmęczenia, odchylam do tyłu głowę. Jestem przemeczony. Słucham relacji medyka. Staram się przyswoić wszystkie nowe rewelacje. Gdy kończy mówić, otwieram oczy. Szukam na stole czegoś do picia czegoś żeby przepłukać gardło.
- widziałem Jordana, nie pamiętam już w którym pomieszczeniu ale to było przed wybuchem na pewno. Chciał mnie zabić bo chciałem udaremnić atak na zamek, chciałem uniknąć rozlewu krwii, choć to już raczej nie aktualne - rozglądam się po zdewastowanej sali - z reszta byłem nawet na balu u hetmana Katza i chciałem go ostrzec o ataku, jak widać nie potrzebne.... O machinie w piwnicy nie miałem pojęcia i nie widziałem jej, tak jak i osoby która ją obsługiwała.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Sawyer
Dołączył: 22 Sty 2014 Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 20:31, 29 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
- Miałeś coś wspólnego ze śmiercią Jordana ? - wbijam pytająco wzrok w Andresa ? W zasadzie to czemu siedzisz tu z nami ? Od początku byłeś przeciwny atakowi na zamek i próbowałeś spiskować przeciw spiskowcom - zaśmiewam się na dźwięk własnych słów. Potrącam prawą dłoniom kielich z winem stojący na stole. Parę kropli spada na leżące przede mną na stole miecze. Wino spływa po ostrzu mieszając się z zasychającą na nim krwią. Wpatruje się przed siebie czekając na to co ma do powiedzenia Andres.
- Ej, za krótko trwa godzina, niech się chwila ta zatrzyma - mówię pod nosem, ale osoby w moim otoczeniu słyszą wypowiedziane słowa.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sawyer dnia Czw 20:31, 29 Paź 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pią 12:48, 30 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Cały czas wpatruję się w podłogę. Po dłuższej chwili drapiąc się w głowę rozglądam się po sali. Unikam patrzenia w kierunku ciała Mauree. Moją uwagę zwracają słowa Sawyera, również przyglądam się Adresowi. Po chwili jednak znów spuszczam głowę, wlepiam wzrok w swoje dłonie, mamroczę coś pod nosem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 1:12, 31 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Nie zabiłem go... Choć on do mnie mierzył że swojego pistoletu.... - nie patrzę na nikogo konkretnego, błądze wzrokiem po sali - tak, chciałem nie dopuścić do ataku, co zresztą powiedziałem sekundy temu. Tak jak i to że próbowałem ostrzec Katze bo nie wiedziałem że też bierze w tym udział. Chciałem to powstrzymać bo nie uwierzyłem że coś dobrego może wyniknąć że zbrojnego ataku na zamek, nie uwierzyłem w rewolucję. A zostałem tu bo Pan Kaninchen tak powiedział a chyba on tu teraz dowodzi...
- Teraz, jak po każdej rewolucji nastanie pewnie czas rozliczeń...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Sob 10:37, 31 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Na słowa 'wieża... kłódka...' Gotthardta, elfka i jej towarzysz wybałuszyli oczy na medyka, przyglądając mu się z uwagą. Uwaga Sawyera wywołała na twarzy Lethorin lekki uśmiech, którzy szybko powstrzymała zastępując go kamienną twarzą.
Jej towarzysz szepnął coś do jej ucha, a ona skinęła potakująco głową.
Nie umknęło to uwagi Victora Hautaina i Liss ze Szmaragdowego Grodu. Mężczyzna zmierzył elfkę wzrokiem i zmarszczył brwi ze złością, jakby frustrowało go to że nie rozumie co się tutaj dzieje.
Deckel Herzson również wychwycił konsternację Lethorin i odruchowo spojrzał na Gerdę.
Gdy odezwał się Sawyer, ze swoim pytaniem o 'dalsze plany', Kaninchen i CHeshire zmierzyli go niechętnym spojrzeniem. Większe wrażenie na zgromadzonych zrobiło natomiast wyznanie Andresa. Kilku rebeliantów oburzyło się. Edmund stanął wskazując go palcem.
- Powinniśmy go sądzić! Powinniśmy powiesić! Mieliśmy umowę... miał nam pomóc, a stanął przeciwko nam! Ciekawe ile naszej krwi zostało przelanej przez jego czyny...
- Pan Scolari jest tutaj na moją prośbę i mi nie życzę sobie więcej takich wybuchów - Katze Cheshire syknął do Edmunda przez zęby i spojrzał na Andresa zimnym wzrokiem.
- Ale on...
Wystarczyło spojrzenie Kaninchena by olbrzym umilkł.
- Jak widać los był po naszej stronie... - Podsumował Kaninchen - Kocie widziałeś tego wspomnianego inżyniera, który mógł dokonać pierwszego wybuchu?
Katze Cheshire skinął potwierdzająco głową.
- Zagadka wybuchów rozwiązana. Szkoda tylko tej maszyny... - Spojrzał na krasnoludzkiego inżyniera, który siedział z opuszczoną głową. Wyglądał jakby miał się rozpłakać.
- Jeśli można... - nagle przemówił konsul z Karak-Hirn, Weise - Doszły mnie słuchy o tym że nasze wozy... wozy z Karak-Hirn prowadzone do Szmaragdowego Grodu i Herz zostały napadnięte przez orków, popleczników królowej. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero tutaj...
Wśród gości słowa krasnoluda wywołały nie lada poruszenie.
- Podobno macie panowie rebelianci te wozy. Podobno je odbiliście. Podobno również, jest u was nasz towarzysz Heiter z Hirn, który przeżył atak zielonych gadzin i może to wszystko potwierdzić. Czy możecie po niego posłać? Jeśli te rewelacje się potwierdzą i własność nasza zostanie nam zwrócona, to jako konsul Karak-Hirn chcę zapewnić że niezależnie od wyboru nowych władz Herz, Hirn wystąpi w pokoju i szanując dawne porozumienia, a także z nadzieją na dalszą współpracę handlową - Wyrecytował Weise.
Twarz Kaninchena na początku była zdziwiona że Weise tak nagle przeszedł do 'dyplomacji', po chwili jednak uśmiechnął się 'nagradzając' przebiegłość dającą konsulom z Hirn pierwszeństwo w rozmowach z nowymi władzami Herz. Spojrzał na Cheshire, ale twarz oficera wciąż była obojętna i czerwona od tłumionych emocji.
- Panie... olbrzymie... kuzynie rebelianta... - Odezwał się nagle Tromsen Spiss, ponury krasnolud siedzący obok Szerela - Co ma wspólnego to dziecko z tymi chmurami, od których zaczęła się ta rozmowa? - Jego ton był karcący, jakby chciał pokazać swoją wyższość, że tylko on dostrzegł niuans w wypowiedzi medyka. Spojrzał z satysfakcją w kierunku elfów.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 19:05, 31 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Podchodzę do najbliższego stołu i przytrzymuję się blatu. Wydaje się, że słowa krasnoluda wybudzają mnie z letargu. Podnoszę wzrok na wszystkich pozostałych. Zastygłe rany i wyczerpane mięśnie, teraz gdy przestaje działać adrenalina, dają o sobie znać okrutnym bólem. Zbliżając się do pozostałych, przy każdym kroku mrużę z bólu oczy.
- Los tak chciał? Pan powiedział, że los tak chciał? Zanim zaczniecie dzielić skórę na niedźwiedziu pragnę podkreślić kilka faktów, o których była już mowa. Po pierwsze TO JA usunąłem kratę przy młynie. Po drugie TO JA odnalazłem króla w podziemiach i tym samym daję wam ostateczny dowód nieprawomocności królowania obecnej tu damie. Po trzecie TO JA I TYLKO JA doprowadziłem do zwycięstwa rebeliantów w odpowiedniej chwili posyłając Jordana do garnizonu i wskazując mu najkrótszą drogę. Gówno byście zdziałali gdyby nie wybuch w garnizonie. Gdyby młyn wybuchnął zanim wybuchł garnizon zwycięstwo nie przyszłoby tak łatwo. Być może walka wciąż by trwała, widząc zaciekłość pana Verlorena. Więc wygraną zawdzięczacie mnie i panu Chesire, który trzymał tutejszą szlachtę w szachu i nie pozwolił jej zaangażować się bezpośrednio w walkę. Przy okazji nadmienię, że pan Katze nie przyznał się jeszcze do bycia befreierem, a ja nie rozumiem, czemu to panowie z góry zakładacie. Ale to nieistotne. Wróćmy do przerwanego wątku. Zawdzięczacie zwycięstwo mnie, pomimo że nie zwierałem z wami żadnych pierdolonych umów. Pewnie zastanawiacie się panowie, czemu. Po co obcy człowiek miałby ingerować w sprawy nieznanego mu miasta. Otóż dziewczynka która wybrała mnie na swojego opiekuna, która leży martwa przy pannie Gerdzie, ona - została uwolniona przeze mnie z wieży znajdującej się na północy, dobrze państwu znanej wierzy. I dobrze panowie wiedzą kim w tej sytuacji jest.
Czuję, że mógłbym się rozpłakać, ale powstrzymuje swój gniew i dławiącą mnie bezsilność.
- I z tego powodu sądzę, znając moc która trzymała ją przez lata w wieży, że jej śmierć mogła wywołać owe chmury do niedawna szalejące w tej sali.
Kończę stojąc między mężczyznami. Po jednej stronie mając Kaninchena a po drugiej Chesire i królową.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOWY_humanoid
Dołączył: 24 Gru 2013 Posty: 1115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Nie 21:50, 01 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Edmund z każdym słowem Gotthardta wyglądał na coraz bardziej wstrząśniętego. Oczy miał szeroko otwarte, a wzrok z początku zakłopotany. Z czasem jego oblicze wypełniało się złością. Kręcił głową i oddychał szybko. Wreszcie prychnął pogardliwie i rzucił:
- 'To ja', 'to ja'... Bracie chyba mieli rację ci którzy donosili o twoim szaleństwie. Gówno to ty byś zrobił gdybyśmy nie kazali 'wam' wykonać planu... a i to spierdoliliście bo nie mieliście jedynie otworzyć kraty, a mieliście 'uśpić' wartowników na murze! Gdybyście zrobili co trzeba nie zginęło by tylu z nas i większą siłą dostalibyśmy się na zamek... Gówno wiesz, a zachowujesz się jak jakiś chędożony książe - Edmund poczerwieniał na twarzy i napiął mięśnie we wściekłości - Mieliśmy drugi plan, ale po znaku na kracie, byliśmy pewni że wykonaliście obydwa zadania. Gdybyśmy wiedzieli że taka z ciebie łazęga że zadowalasz się połową 'operacji' to byśmy nie ruszyli do tej kraty ty...
- Żałuje że nie poznaliśmy się wcześniej, wtedy być może udałoby się panu zdobyć zamek w pojedynkę i nie musiałoby zginąć dziś tylu dobrych ludzi - Zadrwił Kaninchen przerywając Edmundowi.
Elfia konsul i jej towarzysz byli wyraźnie poruszeni słowami medyka. Kobieta, którego oblicze zwykle było zimne i obojętne, była teraz żywo zainteresowana jego słowami. Victor Hautain również spojrzał szeroko otwartymi oczami na mężczyznę szepcząc co chwilę coś do swojej towarzyszki.
Tromsen Spiss był wyraźnie usatysfakcjonowany że zadane przez niego pytanie wywołało taką 'lawinę'.
- Nie mam pojęcia o jakiej wieży mówisz człowieku... - Przemówił ponownie Kaninchen ale zmarszczył brwi i urwał jakby coś go rozproszyło - Słyszeliście? - Spytał niepewnie.
Katze Cheshire również zaczął się rozglądać.
- Przepraszam! – Z głębi Wielkiej Sali, z miejsca, przy którym wcześniej stał Gotthardt, dobiegło ciche wołanie.
- Skąd to? ... – Jeden z rebeliantów zrobił kilka kroków w kierunku głosu, rozglądając się i patrząc w górę na galerię.
- Przepraszam!
Nagle mężczyzna wzdrygnął się i szybko zrobił krok w tył.
- Co się stało? – Spytał zirytowany Kaninchen.
- Ttam… jest… człowiek… na stole… - Wydukał pocierając oczy.
- O czym ty mó… - Dowódca ruszył w kierunku mężczyzny odpychając go na bok – Bogowie! – Zatrzymał się nagle. Co… - Urwał pochylając się by lepiej widzieć.
Na stole przed nim stał maleńki człowiek wzrostu połowy piwnego kufla. Liliput machał rękami i nawoływał. Ludzie podeszli bliżej. Katze Cheshire był wyraźnie zdezorientowany i spoglądał pytająco na Vicotra Hautaina. Ten wzruszył ramionami z równie zdziwioną miną.
Malec poczekał, aż zgromadzeni ludzie skupią na nim swoją uwagę i zaczął przemawiać. Jego głos był z początku nerwowy i drżący. W Wielkiej Sali zapadła cisza, wszyscy zamilkli przyglądając się ‘nieznajomemu’.
‘To chyba znów jakieś czary’, ‘Czy ja śnię?’ – wyszeptał ktoś ale ktoś inny szybko go uciszył, bo głos małego człowieka był cichy.
- Przepraszam, państwo zastanawiają się co spowodowało... Chmury widoczne podczas bitwy. Mogę sytuację nieco uściślić. Moje imię... Moja godność to Thomas Vinger. Pan - wskazał drżącą dłonią na Tromsena Spissa - pytał o cechy wspólne tego... Dziecka z chmurami. Pan... - wskazał na Kaninchena - Chciał znać szczegóły magicznych zjawisk. Tak więc państwo rozumieją. Otóż chmury były efektem starcia dwóch nieczystych sił, istot z otchłani o imionach Mauree i Mulsiber. Podczas gdy... Walka was... To znaczy rebeliantów – Wziął głęboki wdech - i was, to znaczy zamku... Obrońców trwała w najlepsze rozgrywała się też druga wielka... Bitwa. Przesądzona. Mauree zwyciężyła. Najprawdopodo... Najprawdopodobniej... Dzięki... Nazwanemu tu zdrajcą... Panu... Martinowi... Prze... Przepraszam – Liliput zawahał się, rozejrzał po wielkich gębach z olbrzymimi oczami wlepionymi w jego małe ciało.
Przełknął głośno i zaczął mówić dalej.
- Przy... Przynajmniej na tyle na ile mogłem... To ocenić. Wielu rzeczy nie widziałem. Mauree zamieszkiwała tamto dziecko. Które leży. Na stole. Ja... Nie wiem dlaczego... Pan Martin musiał ją zgładzić. Być może nie było innej drogi, by uwolnić Mauree...
Jeszcze raz spojrzał po zaszokowanych twarzach zgromadzonych i jego głos stał się nieco pewniejszy.
- Jestem tak niewielki, gdyż... Wieki temu. Ja niewiele pamiętam. Byłem przy wieży błąkając się pośród traw wielkich jak lasy. Ja... Myślę, że miałem coś wspólnego z zamknięciem Alicji. Z zamknięciem Mauree. Ja nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że państwo słyszeli może tę historię... Być może jest dziś legendą? Czym dla was jest wieża? Wieża... Ci mężczyźni wiedzą, którą wieżę mam na myśli. – wskazał palcem Gotthardta i Sawyera. - Być może będzie mi dane czegoś się dowiedzieć. Proszę o wybaczenie jeśli kogoś kiedykolwiek skrzywdziłem. Proszę o łaskę. Widzę jedynie niezmierzoną pustkę wypełnioną wiekami, wiekami błąkania się wśród traw, liści, śniegu...
Odczekał krótką chwilę i dodał niewinnym tonem:
- Chciałbym pomóc.
Zapadła cisza.
Kaninchen stojący najbliżej maleńkiego Thomasa chrząknął:
- Szanowny Panie… Podejrzewam że te wszystkie informacje są bardzo istotne skoro obaj mówicie o wieży i o tym dziecku, ale ja… - Wyprostował się i rozejrzał po zgromadzonych, jego głos był po raz pierwszy od pojawienia się na zamku, niepewny i zagubiony – Ja naprawdę nie wiem o czym mówicie…
- Myślę że na to przyjdzie czas – Wtrącił się Katze Cheshire – Przyjdzie czas na wyjaśnienia, tego wszystkiego. Ale na razie mamy inne sprawy do zakończenia – Jego ton wyrażał napięcie. Oficer wydawał się teraz wcale nie przejmować pojawieniem tak ‘niezwykłego’ zjawiska jakim był Thomas.
Kaninchen odruchowo spojrzał na elfkę i konsula ze Szmaragdowego Grodu, i poczerwieniał jakby wyłapał co ma na myśli Cheshire. W Wielkiej Sali wciąż panowała cisza. Ludzie nie szeptali, nie poruszali się… obserwowali jedynie liliputa z nieskrywaną ciekawością.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pon 12:30, 02 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Słowa i gniew Edmunda wywołują na mojej twarzy uśmiech. Po raz pierwszy od dawna. Na słowa Kaninchena parskam śmiechem. Milknę po dłuższej chwili, żeby nie zagłuszać słów liliputa.
Idę w kierunku Gerdy i ciała Mauree. Moje ruchy są powolne i ociężałe. Kuleję, z poparzonych dłoni i poranionych rąk kapie krew. Nie przejmuję się tym, co dzieje się wokół mnie. Pojawienie się Thomasa nie wywołuje mojego zaskoczenia, nawet nie odwracam głowy w jego kierunku. Staję nad ciałem dziewczynki i przyglądam mu się przez krótką chwilę. "Pan Martin" te słowa sprawiają, że z pogardą rzucam okiem w kierunku liliputa. Zaraz potem pochylam się nad Mauree i rozchylam jej sukienkę. Przysłuchując się pozostałym zamierzam obejrzeć ciało Ma w poszukiwaniu jakichś znaków lub znamion innych niż rany zadane jej przez Martina.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Wto 12:31, 03 Lis 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
Elarco
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 622 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 20:53, 03 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Nie reaguje na wybuch Edmunda ale też nie odwracam wzroku od niego. Słucham wypowiedzi medyka, próbuję ułożyć sobie w głowie przebieg wydarzeń który doprowadził nas do tego miejsca. Zamyślam się na chwilę podczas gdy reszta się kłóci. Pojawienie się nowej postaci w tym przedstawieniu wyrywa mnie z zamyślenia. Wstaję od stołu i podchodzę bliżej . Kilka kwestii nie daje mi spokoju. Nie reaguję na to co mówi Katze tylko bezpośrednio zwracam się do przybysza:
- Skoro jeden demon zamieszkiwał to dziecko to kto był "nosicielem' tego drugiego? I skoro jeden z nich zwyciężył to co to oznacza dla nas? Ten demon wciąż tu jest? Może wpływać na inne osoby?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|