Forum HUMANOID Strona Główna HUMANOID

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

RODZIAŁ 1 - Sententiosus
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 60, 61, 62 ... 66, 67, 68  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Perditor)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 23:29, 10 Maj 2006    Temat postu:

Mężczyzna poderwał się i ruszył biegiem w kierunku lasu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 9:24, 11 Maj 2006    Temat postu:

Mężczyzna przebiegł kilka metrów i przewrócił się poślizgnąwszy się na błocie. Upadł na plecy. Błoto chlapnęło dookoła. Kultysta skrzywił się i chwycił za pierś. Upadek był silny i z trudem starał się złapać powietrze.
Dziwne zawirowanie powietrza i jego „gęsta” forma pojawiła się tuż przed mężczyzną. Kultysta znieruchomiał. Rozejrzał się spanikowany dookoła.
- Gdzie on jest? Czemu go nie widzę? – mówił niemal szeptem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mariusz




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 18:22, 11 Maj 2006    Temat postu:

Cofam się widząc, że "coś" zbliżyło się do kapłana. Uważnie obserwuje co się dzieje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 19:39, 11 Maj 2006    Temat postu:

Odwracam sie w przeciwnym kierunku do kapłana i tego czegos, po czym stanowczym krokiem udaje sie przed siebie. Naprawde dobrym rozwiazaniem, bedzie opuszczenie tego miejsca.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Golden11




Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wołomin

PostWysłany: Czw 19:44, 11 Maj 2006    Temat postu:

Słysząc coś o demonie, zaczynam powoli cofać się o klika kroków. Nagle ogarnia mną strach i czuję jak moje ciało wewnątrz zalewa wzburzona krew , pot i ciarki. Widząc , ze cos pojawia sie nad kultystą, nie wiem co robić. Dalej powoli sie cofam ale wciaż jestem przygotowany do ewentualnej walki, choć boję sie jej bardzo. Zostawmy tego człowieka! Krzyczę głośno Chodźmy stąd!!! Krzyczę jeszcze głośniej ze zenerwowaniem w głosie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:02, 11 Maj 2006    Temat postu:

gdyby to było takie proste to juz by nas tu nie było...lepiej pomóżcie mi przeniesć dziewczynę...ciarki mi przechodzą po cąłym ciele na myśl o następnym spotkaniu z demonem czy innym ścierwem ale staram sie opanować i zachowywać w miare spokojnie...też wolałbym byc juz daleko z tąd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Małe Szare Bure




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 8:43, 12 Maj 2006    Temat postu:

Leżę podparta na łokciu, cały czas próbując dzwignąć się z ziemi. Swoje starania przerywam, widząc poruszenie moich towarzyszy i z otwartymi ustami, na których zakrzepła krew utworzyła barwną bordową mozaike i oczami przepełnionymi strachem, wpatruję się z osłupieniem w kapłana i żyjącą mase powietrza. Po dłuższej chwili otrząsam się i znów próbuję wstać, lecz za każdym razem, gdy uda mi się unieść choć odrobinę, ból w klatce piersiowej, miednicy i pomiażdżome żebra przypominają o sobie na tyle mocno, że podupadam na ziemię z cichym jękiem i płytkim, przerywanym oddechem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 9:47, 19 Maj 2006    Temat postu:

Barley i Watts ruszyli przed siebie nie oglądając się na „opętanego” kapłana. Garret podszedł do Kaileen i zaczął pomagać jej wstać. Elfka przy mocnym szarpnięciu do góry straciła oddech. Jej oczy otworzyły się szeroko, z wielkim wysiłkiem starała się złapać choć trochę powietrza wydając z siebie przy tym głośne nieprzyjemne dźwięki, twarz nabrała wyraz przerażenia. Krasnolud i gnom szli przed siebie. Zorbar stał wpatrzony w kapłana nie oglądając się na elfkę. Garret unikał jej wzroku starając się wyprowadzić Kaileen z polany. Elfka nagle zrobiła się blata, jej próby złapania oddechu były coraz słabsze, nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Garret chwycił ją mocniej i niemal niósł ją na ramieniu. Gdy dociągnął ją już na skraj lasu, a gnom i krasnolud byli już daleko za tą granicą, elfka straciła przytomność. Mięśnie jej zwiotczały i wyślizgnęła się tileańczykowi, po czym, upadła na ziemię. Gdy uderzyła piersią o grunt nabrała błyskawicznie powietrza w płuca i kaszlnęła wypluwając chmurę krwi przed siebie. Otworzyła oczy. Jej oblicze wciąż było blade. Odzyskała przytomność, zaczęła szybko wciągać i wypuszczać powietrze jakby tęskniła za uczuciem przepływającego niewidzialnego gazu przez gardziel.
W tym samym czasie Zorbar stał z zaciekawieniem patrząc na mężczyznę.
- Gdzie on jest? Czy on jeszcze tu jest? – w oczach kapłana była nienawiść i strach.
Gęste powietrze skupiło się wokół niego. Zapanowała cisza. Elfka nie kaszlała, Baryle i Watts byli dość daleko żeby nie było słychać ich kroków. Garret stał nad Kaileen i obejrzał się na Zorbara. Mag stał niedaleko kapłana i nie odrywał od niego spojrzenia. Nagle mężczyzna umieścił wzrok w jednym miejscu na niebie i znieruchomiał, jego twarz zaczęła nabierać czerwieni. Po chwili całe ciało zaczęło drżeć. Zaczął lekko ruszać głową chowając ją w ramiona. Napiął wszystkie mięśnie. Z ust popłynęła mu strużka krwi.
- Nieeeee! – zaczął krzyczeć wypluwając drobinki drwi dookoła siebie i w tym momencie…

Na święcie jest wiele przesądów jaką moc ma Tzeenth, Pan Zmian. Wszyscy zgodnie twierdzą że jest najpotężniejszym z bóstw Chaosu. Wielu twierdzi że każda moc magiczna, oprócz kapłańskiej, pochodzi od niego. Wielu twierdzi że to kwestia czasu kiedy Tzeenth zacznie zmieniać materię tak by świat zmienił się nie do poznania, by wszyscy opętani zaczęli być jego sługami…

… Z piersi kapłana niczym piki wystrzeliły długie na kilka metrów ostre na końcach kołki, najpierw kilka. Wszystkie były pokrwawione i miały na sobie resztki mięsa kapłana. Ten krzyczał przeraźliwie. Zorbar oniemiał. Przyjrzał się dziwnym „pikom” coraz wyłaniającym się z ciała kapłana i zobaczył że są to jego… kości… makabrycznie deformowane kości przebijające ciało i kształtujące się w swoiste kolce. Po chwili cała klatka kapłana pełna była tych koców. Kapłan wciąż żył, z oczu, ust i nosa popłynęła mu krew. Krzyczał głośno… przerażająco głośno… Nagle kloce zaczęły się rozgałęziać niczym drzewa i zalewać kolcami okolicę. Niektóre odnogi zaczęły wbijać się dookoła w ziemię. Wszystko działo się błyskawicznie . Zorbar zaczął cofać się oniemiały tyłem. Na jego twarz chlapała krew kultysty odświeżając skrzep posoki zwierzoczłeka. Nagle „kości – kolce” eksplodowały z innych części ciała, z rak, nóg… Kapłana zamieniał się w kolczastą formę złożoną z ostrych na końcach, wapiennych „kijach”. Kapłan cały czas krzyczał. Kości strzelały z niego rozrywając ciało. Nagle kolejne kolce zaczęły wyrastać z jego głowy, twarz, wypychając oczy, wychodząc z ust. Mimo to krzyk kapłana niósł się po okolicy. Krew płynęła po kolcach które wciąż w zawrotnym tempie rozrastały się dookoła. Spomiędzy nich nie było już widać człowieka. Kolce jeżyły się tworząc makabryczną przerażającą „żywą rzeźbę”. Krzyk przeszywał uszy wszystkich w okolicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:26, 21 Maj 2006    Temat postu:

kiedy oglądam sie żeby zobaczyć co dzieje sie z kapłanem widze zmasakrowane ciało i w uszach słusze jeszcze krzyk kapłana...czyje ze robi mi sie niedobrze ale próbuje sie choc troche opanować i jak najszybciej sie stąd wydostać...próbóje ponieść Kaileen na tyle na ile starczy mi sił...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:47, 21 Maj 2006    Temat postu:

Na krzyki kapłana zatrzymuje sie jakby sparaliżowany, moje nogi próbuja sie ruszyć lecz coś im na to nie pozwala. Jedyny ruch jaki udaje mi się wykonać to odwrócenie się, żeby spojżeć na zmasakrowane ciało kapłana. Jest w tym coś niesamowicie przyciągającego, coś od czego niesmowicie jest trudno odwrócić głowę. Ta moc... Szepcze do siebie. Nagle zaczynam drżeć, a moja twarz blednie i to nie jest efekt gorączki która trawi mój umysł. Jestem przerażony z jaką łatwościa to coś zabiło tego człowieka. Jak..., jak... można się temu oprzeć? Pytam się siebie. Jedynie wielkim wysiłkiem siły woli udaje mi się odwrócić w kierunku, w którym szedłem, lecz każdy krok jest dla mnie jesze cięższy niż wcześniej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mariusz




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 19:13, 21 Maj 2006    Temat postu:

Z wyrazem szoku na twarzy i otwartymi ustami patrzę, na przerażającą scenę agonii kapłana. Gdy wreszcie dochodzę do siebie zrywam się szybko biegiem w kierunku w którym podąża reszta drużyny.
Gdy docieram do Garreta i Kaileen waham się jakby przez chwilę, po czym postanawiam pomóc kupcowi w wynoszeniu elfki z polany...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Małe Szare Bure




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 19:48, 21 Maj 2006    Temat postu:

Drżąc na całym ciele, z przerażeniem i bólem, któryprzemawia przez mój wzrok, wspieram się na ramionach przyjaciół i zaciskając zęby i powieki z całych sił, próbuję odzyskać kontrolę nad mym ciałem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Golden11




Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wołomin

PostWysłany: Nie 20:07, 21 Maj 2006    Temat postu:

Słysząc krzyki, z niepewnością odwracam sie aby zobaczyc co się dzieje, robię to niechętnie bo najbardziej chciałbym być już daleko stąd. Wciąż czuję lęk, a gdy spostrzegam co stało sie z kapłanem, zimny pot przerazenia zalewa moje ciało. Mam złe myśli, a przez głowę przelatują mi wspomnienia chwil płaczu i smutku. Nie chcę mieć nic wspólnego z tym kultystą z demonem a ni z nikim napotkanym w tym lesie. Trochę przyspieszam kroku. Patrze na Barleya. Chodźmy stąd jak najszybciej inaczej zginiemy! Krzyczę do wszystkich

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 20:58, 21 Maj 2006    Temat postu:

Zorbar zaczął biec i chwile po tym jeden z rozrastających się kolców wbił się w ziemię właśnie w tym miejscu. Kości powoli zaczynały spowalniać metamorfozę. Zorbar podszedł do Garreta i Kaileen, pomagając im iść. Barley i Watts szli przodem. Ruszyli wszyscy szybkim krokiem na północ. Oddech elfki ustabilizował się. Szli co chwila zerkając za siebie nerwowo. Co jakiś czas ktoś z nich kaszlał. Przez myśl nie przeszedł im nawet pomysł by teraz się na chwilę zatrzymać. Szli przed siebie. Wszyscy byli bladzi i obolali. Po czole Zorbara, Garreta i Kaileen płynęły krople potu wywołane gorączką. Gnom jakby przypomniał sobie o swoich kontuzjach i co chwila masował korpus jakby chciał uśmierzyć ból w ranie nabytej kilka dni wcześniej. Watts rozglądał się dookoła uważnie.

Było zimno. Przerażająco zimno.
Nie było mrozu. Z drzew kapały krople złośliwej, lodowatej cieczy co raz wpływającej za kołnierz. Ziemia była mokra, błotnista i śliska. Powietrze było wilgotne i lepkie. Słońce co chwila przedzierało się spomiędzy chmur by znów schować się i zalać świat półmrokiem.

Szli powoli. Kaileen oddychała ciężko. Mieli coraz mniej siły. Byli wyczerpani, głodni, brudni i poirytowani. Mimo że nikt nic nie mówił panowała nieprzyjemna nerwowa atmosfera.

Szli przez pół godziny gdy nagle Watts spostrzegł przed sobą ciało martwego goblina. Zatrzymał się. Reszta stanęło obok niego. Zielono skóry miał w głowię dziurę od kuli z pistoletu. Cały zalany był skrzepem zielonej posoki. Watts przyglądał się przez chwile ciało po czym odbił w kierunku rzeki od której dzieliło ich kilkanaście metrów. Reszta na chwilę rozeszła się starając odpocząć. Nad rzeką znaleźli odciętą rękę goblina i pordzewiałą włócznie w skrzepie. Nie była to jednak zielona posoka – skrzep był bordowo – brązowy, lekko poczerniały. Dookoła nie znaleźli już nic. Domyślając się że w okolicy mogą być gobliny ich czujność otępiona osłabieniem, chorobami, kontuzjami itp. Wyostrzyła się jak tylko mogła.

Było wilgotno. Między gnijącymi liśćmi tworzącymi zbitą lecz śliską breję ściółki tworzyły się muliste strumyczki płynące bezcelowo po nierównościach.

Szli dalej. Po drodze mijali wciąż takie same błoto, drzewa... słyszeli ten sam kaszel. Idąc najłatwiejszą do pokonania drogą oddalili się nieco od rzeki. Nagle stanęli nieruchomo jakby zamarli na kilka sekund nie wiedząc co robić. Przed nimi, około dwadzieścia metrów naprzód leżała starannie ułożona i pocięta na równe kawałki sterta drewna. Żerdzie wyglądały całkiem świeżo. Nie były poczerniały, jedynie zwilgotniałe. Przez ich umysł w jednej chwili przemknęła masa myśli pełnych nadziei jak i strachu. Czy to dobra wiadomość?

W Imperium kilkanaście lat temu poprzedni cesarz wprowadził specjalne podatki narzucone na tartaki. Chłopi, szczególnie drwale nazywali to „drewnianą lichwą”. Ów cesarz wprowadził nakaz odprowadzania jednej złotej korony od każdych dwóch tuzinów ściętych drzew z „wolnego lasu” (bez właściciela/państwowego). Specjalni „komornicy” kontrolowali obszar wyrębu i niekiedy nawet liczyli pozostałe pnie sprawdzając czy odpowiednia ilość złotego kruszca była odprowadzana od wyrąbanych drzew. Nie było chyba tartaku który nie szukał rozwiązania, by nie płacić. Małe tartaki podupadły, wsie uzależnione od wyrębu drewna popadły w ruinę, ludzie głodowali i przenosili się zostając z czasem śmieciarzami. Duże tartaki jednak bogaciły się szybko. Oczywiście nie na uczciwych zasadach. W takich dużych zakładach właściciel „zwalniał” niemal wszystkich drwali zostawiając jednego lub dwóch. Ci miele za zadanie wycinkę lasu na obszarze kontrolowanym. „Zwolnieni drwale” pracowali w głębi lasu, daleko od miast i wsi. Składowali drewno dookoła specjalnych szałasów w których mieszkali by nocą po osłoną mroku wozy załadowane drewnem mogły dostarczać olbrzymie, z racji rosnącego popytu, ze względu na coraz mniejszą liczbę tartaków, ilości drewna. Drwale mieszkali sami, lub w grupach w lasach, broniąc się przed dziką zwierzyną i czyhającymi w lasach stworami. Od czasu „drewnianej lichwy” część drwali zmieniła profesję, druga część wzbogaciła się bardziej niż nie jeden szlachcic... rzadko mówi się o trzeciej części... zresztą po co o nich wspominać... oni nie wytrzymali w lesie... o martwych nie powinno się mówić...

Stali wpatrzeni w kłody drewna gdy zrozumieli że jeśli są one tutaj składowane to i musi być gdzieś jakiś dom, może szałas.

Drwale na zimę wracali do wiosek by cieszyć się spokojem, pijąc i balując za zarobione pieniądze. Lasy pustoszały na „czas śniegu”. Podobnie było z szałasami... Podobnie było z drewnem którego w zimie nikt nie rąbał...

Wzrok wodził przez chwilę po okolicy i nagle natrafił na płaski nienaturalny wzgórek. Z „pagórka” wystawał wysoki kamienny, smukły, dobrze chowający się wśród drzew komin a z niego powoli sączył się jasny dym.
Ziemianka wyglądała na dużą. Na widok „szałasu” do połowy wykopanego w ziemi, z dymiącym kominem w oczach wszystkich pojawił się promyk nadziei.
Nim zdążyli zareagować jakby spod ziemi, z ziemianki wyłonił się olbrzymi człowiek odziany w niedźwiedzią skórę. Garret kaszlnął. Wzrok mężczyzny od razu skierował się na całą piątkę.
- Hej! – niski basowy głos huknął dźwięcznie – Kto wy? Co tu?
Słowa wypowiedziane skrótowo intonowane niczym rozkazy wydawane przez doświadczonego żołnierza brzmiały dość spokojnie i poważnie. Mimo ich banalnego wyrazu z głosu nie słychać było prostoty wręcz przeciwnie.
Mężczyźnie spod futra było widać jedynie twarz. Zdobiła ją ruda broda i tego samego koloru włosy wystające spod kaptura. Jego niebieskie duże oczy spojrzały ni to gniewnie ni to z ciekawością na „obcych”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elarco




Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 19:10, 22 Maj 2006    Temat postu:

staram sie mówic w miare spokojnie ale mój stan nie do końc a na to pozwala. Po całym moim ciele przebiegają dreszcze i jest mi strasznie zimno...unoszę lekko ręke żeby pokazać że nie mam w niej broni, drugą podtrzymuje Kaileen

spokojnie...nie szukamy kłopotów...zostaliśmy napadnięci przez jakieś dziwne stworzenia i szukamy jakiegos schronienia żeby troche odpocząć i nabrać sił...poza tym nasza towarzyszka ma poważną ranę od walki...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Perditor) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 60, 61, 62 ... 66, 67, 68  Następny
Strona 61 z 68

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin