 |
HUMANOID
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 18:03, 14 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Garret raptownie zmarszczył brwi i przymnął lekko nieruchome oczy. Jęknął po czym przez moment wydawało się jakby zaczął się dusić potem zaczął mówić oddychając głośno.
- Czarodziej nazywał się Vacarius i był przyjacielem Zorbara. Był moim celem. Zabiłem go w Estalii w Castolio de Lore strzelając z łuku. Gdy wyszliśmy z domu Zorbar powiedział Thomasowi żeby biegł przodem a sam wyzwał mnie na pojedynek. Walczyliśmy na noże do póki nie padliśmy. Potem z lasu wybiegła Kaileen.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Czw 18:11, 14 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Zdawkowe odpowiedzi nie są satysfakcjonujące, jednak trudno zadaćpytanie Tileańczykowi. Przez chwilę zastanawiam się nad kolejnym...
A czy pamiętasz tamtą elfkę? Tą z karczmy... Może coś wiesz... Albo te dzieci, pamiętasz tamte dzieci... Czy one są... Czy je pamiętasz? Opisz tamtą sytuację...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 22:26, 14 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Zahipnotyzowany tileańczyk pobladł i rozluźnił mięśnie. Oddychał głęboko... Przez chwile widać było jak szykował się by coś powiedzieć jednak z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Nagle skręcony bólem zgiął się wpół i krzyknął przeraźliwie. Otworzył oczy... pełne cierpienia i trwogi. Zacisnął palce dookoła rany na brzuchu. Na jego ubraniu pojawiła się plama świeżej krwi. Rozejrzał się dookoła opętańczym spojrzeniem. Wydobył się z hipnozy ale wyglądał jakby wciąż chciał coś powiedzieć.
Twarz miał czerwoną i spoconą. Rana na brzuchu była opuchnięta i sina.
Za oknem deszcze przestawał padać...
Pojedyncze krople uderzały popychane przez wiatr w okna gdzieś za drzwiami dodając całej sytuacji iście przerażający akompaniament. Gdzieś w domu słychać było jak nowicjuszka ociera ostatnie łzy...
Garret skręcał się z bólu. Barley stanął nad nim jakby chciał pomóc ale nie wiedział co zrobić.
Drzwi do sali otworzyły się...
Do środka weszła starsza kapłanka, za nią powoli, dyskretnie wślizgnęła się młoda dziewczyna. Widząc cierpienie Garreta odwróciła wzrok.
- Patrz dziecko – zwróciła się do niej skrzeczącym głosem stara, chwytając ją niedelikatnie za brodę i kierując jej twarz w kierunku konającego – Tak wygląda cierpienie. Jeśli chcesz mu przeciwdziałać musisz wiedzieć co ono oznacza. – jej ton był poważny i odarty z emocji.
W ręku trzymała dzban wody.
- Przynieś butelkę świeconego spirytusu. – powiedziała do dziewczyny a ta pędem wybiegła z pomieszczenia.
Stara podeszła do tileańczyka i przyjrzała mu się uważnie. Postawiła dzban z wodą na stole. Podeszła do drugiego stołu i zabrała z niego świeczkę. Postawiła niedaleko Garreta.
- Panowie... będziecie mi potrzebni. Postaram się zrobić co w mojej mocy i kompetencji. Zbliżcie się.
Gdy Barley, Theodosius, Watts i Thomas podeszli, stara skinęła by przytrzymać tileańczyka. Z rękawa wyjęła nóż i przyłożyła go do rany.
- Trzymajcie go teraz. – powoli włożyła pod założone szwy cienkie ostrze noża. Drzwi do sali otworzyły się i nowicjuszka z wystraszoną miną, trzymając w ręku butelkę święconego spirytusu, weszła do środka. Stara nagle szarpnęła mocno nożem ku górze rozcinając szwy. Dziewczyna odwróciła wzrok. Drobinki krwi trysnęły dookoła w makabryczny sposób brudząc twarz kapłanki i ubrania zgromadzonych dookoła. Kobieta palcami obu dłoni rozchyliła ranę. Garret krzyknął głośno i napiął mięśnie. Wydawało się jakby bicie jego serca słychać było w całym pomieszczeniu mimo krzyku.
Kobieta chwyciła szybko dzban. Teraz widać było że woda znajdująca się w środku paruje nieco w chłodnym pomieszczeniu. Kapłanka pewnie przechyliła naczynie i wlała wodę do rany Garreta.
Krzyk...
Wrzask...
Napięte mięśnie...
Krew...
Bicie serca...
Kapłanka ucisnęła ranę zasłaniając ją dłonią po czym kilka razy energicznie poruszała nią dookoła. Garret jęczał i krzyczał z bólu... to musiało być okrutne...
- Połóżcie go na boku! – kapłanka puściła ranę a mężczyźni przewrócili Garreta na bok. Kobieta włożyła palce do rany i odsłoniła mięso tak by woda z krwią i resztkami brudu mogły wypłynąć.
- Na plecy! – krzyknęła.
Gdy tileańczyk leżał już na plecach stara wyrwała z rąk dziewczyny butelkę. Odkręciła i przechyliła ją tak by święcony spirytus wlał się do wnętrza rany. Garret wciąż krzyczał. Kaileen mrużyła oczy. Podeszła do rannego i przytrzymywała mu głowę. Tileańczyk jęczał i wił się po stole. Mężczyźni starali się go utrzymać... było to coraz mniej kłopotliwe... czuć było że Garret słabnie.
Kobieta wlała do rany niemal cała butelkę. Tileańczyk słabł z sekundy na sekundę. Krzyk stawał się cichszy...
Kapłanka odrzuciła na stół butelkę i przyłożyła do rany świeczkę. Z wnętrza brzucha tileańczyka buchnął płomień. Garret otworzył szeroko oczy, jęknął, rozchylił usta jakby chciał krzyknąć... Zacisnął mięśnie do granic wytrzymałości. Kobieta chwyciła dzban i zalała resztką wody ranę gasząc płomień.
Garret jęczał przez chwile nie rozluźniając mięśni. Z ust popłynął mu ślina. W pomieszczeniu oprócz smrodu wymiocin, brudu i potu pojawił się swąd moczu. Tileańczyk niczym sparaliżowany, wygięty leżał na stole. Przez moment nie mógł złapać oddechu. Kapłana odeszła kilka kroków od stołu i przyglądała się badawczo...
Garret miał wciąż szeroko otwarte oczy i usta... patrzył na sufit... nagle odpuścił napięte mięśnie... zaciśnięte przed chwilą pięści rozluźniły się, palce swobodnie wyprostowały... oczy pozostały otwarte...
... tylko bicia serca nie było już słychać...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Jakub
Dołączył: 06 Sty 2006 Posty: 469 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 23:07, 14 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Pomagam jak tylko moge przy zabiegach kobiety przy Garrecie, ale z każdą chwilą jej działania wydają mi się coraz bardziej bezsensowne, jakby miały sprawić umierającemu więcej bólu. Kiedy serce Garreta przestaje bić mam wrażenie, że zapada zupełna cisza, a czas na chwile zastyga jak wosk ze świecy. Podchodzę do głowy zabójcy, i jednym powolnym ruchem ręki zamykam jego powieki. Idioci... mówię pod nosem tylko do siebie. Widocznie tak musiało być... mówię jeszcze, po czym odchodzę na pare kroków od zwłok.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pią 16:16, 15 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Wzrokiem bez wyrazu przyglądam się kapłance, chciałbym wierzyć, że to nie jej wina. Stoję chwilę w ciszy zastanawiając się jak sformułować myśl.
To wszystko... To już jego koniec? W takim razie... Teraz... Musimy go zabrać... Luiggiego też...
Patrzę wymownym wzrokiem w stronę Wattsa. Podchodzę do ciała Garreta i staję nad nim niepewnie nie wiedząc za bardzo jak wykonac to o czym mówiłem...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Małe Szare Bure
Dołączył: 07 Sty 2006 Posty: 293 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 0:41, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Obserwując to wszystko, odwracam się nagle na pięcie i wychodzę w mrok nocy..
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 20:12, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Elfka wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia, na zewnątrz, gdzie panowały nad powietrzem spokojnie opadające z nieba pojedyncze łzy.
Drzwi za nią trzasnęły w przeciągu.
Kapłanka spojrzała po wszystkich. Nowicjuszka, blada i z szeroko otwartymi oczami, przyglądała się martwemu ciału Garreta.
- Jest kilka wyjść teraz. Ciało można oddać do Morrytów aby je pochowali – zaczęła beznamiętnie mówić stara podchodząc do sporej, wysokiej komody zdobionej ludowymi mozaikami. – można też spalić ciało a serce pochować gdzieś gdzie on – skinęła na martwe ciało – by chciał zostać pogrzebany – potem dodała ciszej – jeśli miał w ogóle takie miejsce – kontynuowała dalej równie odarty z emocji monolog - Albo oddać trupa do cechy medycznego gdzie może zdać się do nauki, w całości lub wybrane członki.
Popatrzyła pytająco po wszystkich po czym otworzyła drzwiczki od górnej szafki komody o marszcząc brwi zaczęła się jej przyglądać jakby było na niej coś ciekawego.
- Jeśli chodzi o darowiznę na świątynie to... – spojrzała na Theodosiusa – osoby pańskiego stanu zostawiają zwykle za operację chirurgiczną tego typu... – chwila zamyślenia, zmrużone brwi – około 50 złotych koron... zaś za pomoc umierającemu, oczywiście niezależnie od efektu – dodała pośpiesznie - ... około 75 złotych koron... takie zwyczaje... – uśmiechnęła się na moment po czym twarz znów stała się kamienna.
Za oknem zdążyło spaść kilka kropli. Wiatr zaszumiał.
- Dziecko... zabierz tą... zdeformowaną dłoń i wrzuć do paleniska – dodała po chwili w kierunku nowicjuszki.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 21:02, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Zachowuję się tak jakbym nie zauważył wybiegnięcia Kaileen. Wpierw, słysząc słowa kapłanki, wyręczam nowicjuszkę i podnosząc odciętą dłoń Tileańczyka i patrząc prosto w oczy nowicjuszce podaję jej ją.
Spal to.
Tak... Pieniądzy niestety nie posiadam przy sobie, ale może być pani pewna, że zostaną w najbliższym czasie przesłane. A teraz... Pozwolą panie... Thomasie pomóż mi z Luigim. A Ty Wattsie, mógłbyś?
Skinieniem głowy wskazuję na ciało Garreta.
Sam podchodzę do stołu na którym leży żywy Tileańczyk i staję u wezgłowia, czekam na Thomasa.
Jeżeli wszystko idzie tak jak trzeba to wynoszę wraz z Thomasem ciało Luigiego do wozu, a następnie staram się pomóc Wattsowi. Na zewnątrz rozglądam się czy Kaileen nie ma gdzieś w pobliżu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 21:17, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
- Nie. – powiedziała nowicjuszka drżącym głosem.
Oczy miała pełne łez które z trudem utrzymywały się jeszcze na powiekach nie wyciekając na policzki. Cała się trzęsła, była blada i lekko zgarbiona jakby emocje przygniatały ją ku ziemi.
- Co ty pani... – zaczęła mówić zrozpaczonym, drżącym głosem pełnym żalu i niezrozumienia – Co ty pani zrobiłaś? Przecież... Zabiłaś go... On i tak by nie przeżył ale... – pierwsza łza spłynęła po policzku - Czemu? Czemu go dobiłaś?... To... nie mogło pomóc...
Po policzkach dziewczyny spłynęły kolejne łzy...
- Czemu?! – krzyknęła w rozżaleniu.
Popatrzyła na kapłankę potem na Theodosiusa stojącego z obciętą dłonią Luigiego w ręku. W jej oczach było niezrozumienie, złość i zagubienie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Jakub
Dołączył: 06 Sty 2006 Posty: 469 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 21:31, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Nie patrząc na młodsza kapłankę mówię. Po to by twoja swiątynia otrzymała w datku 75 zk, ku chwale waszej bogini, po to. Nie czekam, ani na jakiekolwiek słowa starszej lub młodszej kapłanki, ani aż kompani poradzą sobie z ciałem Garreta i Luiggim i powoli praktycznie bez słowa wychodzę na zewnątrz a będąc tam rozglądam się w poszukiwaniu elfki.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Golden11
Dołączył: 22 Lut 2006 Posty: 176 Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wołomin
|
Wysłany: Sob 21:58, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Cała sytuacja zrobiła na mnie duże wrażenie, lecz pomimo tego podchodzę do ciała Garreta i podnoszę je mniej więcej z taką mina, z jaką grabarz niesie trumnę, czyli bez żadnych emocji. Biorę na ręce Tileańczyka i wychodzę spokojnie z pomieszczenia aby zanieść go do powozu. Lecz tuż przed wyjsciem odzywam się głośno:
To skandal! Za nic nie zapłacimy. To my powinniśmy żądć zapłaty za uśmiercenie naszego towarzysza.
Nie czekając na odpowiedź wynoszę ciało Garreta.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 22:12, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Przez chwilę nie odzywam się. Nagłe pretensje nowicjuszki zaskakują mnie, wpędzają w zakłopotanie, a zachowanie moich towarzyszy powoduje u mnie zażenowanie. Czekam, aż Watts wypowie do końca swoje zdanie. Przez chwilę przyglądam się kapłance, do ktorej zwracam sięw końcu w te słowa:
Bardzo przepraszam za zachowanie tych ludzi... To znaczy osób... Prawie ich nie znam, jednak to jak się zachowaują... Naprawdę, proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny. A ty...
Teraz zwracam się do nowicjuszki.
Powinnaś nauczyć się trzymać język za zebami jeżeli chcesz zostać kapłanką... Nie wiesz, że kazda kobieta wybrana przez Shallyę brzydzi się morderstwem i nie spowodowałaby umyślnie niczyjej śmierci... Proszę mi wybaczyć, że zwaracam się tak bezpośrednio, ale powinnaś ufać swojej przełożonej jeżeli chcesz dostąpić błogosławieństwa dobrej pani... Ale... Nie ważne. Pieniądze z pewnością zostaną przesłane... A teraz żegnam panie.
Podchodzę do leżącego Luigiego i łapiąc go za ręce powyżej łokci zarzucam sobie na plecy. Przygarbiony staram się zanieść go do wozu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 22:29, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Stara kapłanka z wściekłością w oczach przyglądała się nowicjuszce, potem gnomowi i krasnoludowi. Gdy wszyscy powoli wyszli ze świątyni słychać było ze środka krzyk starej, potem płacz i trzask drzwi...
Pojedyncze krople spadały z nieba...
Po chwili do wozu gdzie leżał martwy Zorbar, ku zaskoczeniu woźnicy, mężczyźni włożyli ciało martwego tileańczyka a obok nich nieprzytomnego Luigiego. Służący lorda Theodosiusa, siedzący na powozie, patrzył z nieukrywanym zdziwieniem na całą scenę.
- Panna elfka ruszyła szybko uliczkami – powiedział wskazując kierunek skąd wóz przybył – Nic nie mówiła...
Wszyscy stanęli przed świątynią. Zapanowała cisza.
Chwila rozbieganych spojrzeń...
Koń prychnął i zarżał. Woźnica zeskoczył z wozu
- Chwila – powiedział intonując typowo dla mieszkańców okolicy i podszedł poprawić uprząż koni. Skrzywił się jakby coś było nie tak jak powinno i zaczął robić coś przy zwierzętach...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Trzask
Dołączył: 04 Maj 2006 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 23:12, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Gdy podchodze do wozu widac wyrazna zlosc na mojej zmeczonej twarzy,
Gdy slysze ,ze Kaileen znikla miedzy uliczkami,z jednej strony irytuje mnie to,jednak z drugiej daje kolejny powod do niepokoju.
Ciezko wzdychajac,a jednak zaniepokojonym glosem
Jedyna mysl jaka mi przychodzi,to taka ze poszla do Bernarda.
Spogladam na cialo Garetta...chwila zamyslenia
Narodziny i smierc to...wszystko jest cierpieniem.
Caly czas patrzac na kompana
Co teraz robimy,co powinnismy zrobic?Wypowiadajac ostatnie slowa rozgladam sie wokol,patrzac po wszystkich z przerazeniem,niepokojem.Pokiwujac glowa na boki,jakbym nie chcial do konca uwierzyc w to co sie dzieje.
Na widok zachowania koni staje sie jeszcze bardziej niepewny...czujny i nieufny
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Golden11
Dołączył: 22 Lut 2006 Posty: 176 Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wołomin
|
Wysłany: Sob 23:38, 16 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Po odłożeniu ciała Garreta do wozu mówię do obecnych:
Jedźmy stąd jak najszybciej, no chyba, że chcecie poszukać elfki. Theo dokąd chcesz zawieźć Garreta i Luggiego? Moim zdaniem nie zaopiekujemy się odpowiednio zabójcą i powinniśmy go zostawić tutaj.
Siadam bokiem na wozie i rozglądam się dookoła machjąc powoli nogami.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|