 |
HUMANOID
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 0:04, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Mówię cicho, tak aby ne łyszał nas ani woźnica, ani kobiety ze świątyni.
Cholera... Nie wiem sam, ale jak już powtarzałem boję się zostawić Luiggiego gdziekolwiek, a w sytuacji gdy konfrontacja z Garretem nie jest już możliwa to może mozna by było... Wiecie... Po prostu się go jakoś pozbyć... A Garret i Zorbar... No cóż... Myślę, że jeśli zostawimy ich pod kaplicą Morra to będzie najlepsze wyjście. Kapłani boga śmierci mają obowiązek pochować każdego... Chyba, że Zorbar miał przy sobie coś jeszcze, co związane jest z kultem bogów chaosu.
Wypowiadając ostatnie słowa wchodzę do wozu w którym leży ciało czarodzieja. Dokładnie przeszukuję jego ubranie, patrząc przy okazji czy gdzieś na ciele Zorbara nie znajdują się podejrzane tatuaże, mutacje. Następnie przeszukuję Garreta, zwracając szczególną uwagę na zmiany skórne, o których mówił wcześniej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 0:59, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Theodosius wszedł do wozu a wszyscy bacznie śledzili wzrokiem każde jego poczynanie z ciałami.
Po chwili lord zauważył dużą bliznę na szyi czarodzieja. Rozdarł kawałek koszuli i odsłonił spod materiału i brudu olbrzymie znamię, dziwną bliznę idącą niemal od policzka, przez całe plecy. Czarodziej nie miał przy sobie nic. Przeszukiwanie było utrudnione tym że wysuszone stawy stawały się nieruchome i sztywne.
Gdy Theodosius skończył z Zorbarem zaczął równie dokładnie przeszukiwać Garreta. Szybko znalazł to o czym mówił wcześniej zabójca. Plecy miał jakby zniekształcone, pod skórą zamiast kręgosłupa i żeber czuć było dwa duże zgrubienia na łopatkach i kilka mniejszych dookoła. Wszystko deformowało kształt w makabryczny sposób. Gdy wszyscy przyjrzeli się ciału Theodosius zaczął szukać po kieszeniach Garreta... znalazł jedynie garotę...
Obydwa ciała były zimne i pokrwawione...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 11:15, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
No to z Garretem mamy problem... Macie jakieś pomysły? Nie chciałbym żeby ktoś znalazł jego ciało wrzece, a potem żeby skojarzono to ze mną...
Dopiero teraz zauważam problem woźnicy.
Co się stało? Jakiś problem?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 14:02, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Woźnica wychylił się zza konia.
- Przetarta uprząż. – zaczął wracać w kierunku wozu – Załatałem trochę, pozamieniałem paski... starczy na powrót do dworu... trza jechać spokojnie – spojrzał a konie potem na w niebo - Dobrze że przestało grzmieć. Ja panie pojadę tym wozem i lepiej by było żeby tych trzech – wskazał skinieniem na dwa martwe ciała i nieprzytomnego Luigiego – w nim było i nikogo więcej. Im lżej tym lepiej.
Ostatnie krople deszczu spadły na kapelusz woźnicy. Wiatr nieco ustał choć i tak dawał o sobie znać. Było chłodno i nieprzyjemnie, zimne mokre ubrania lepiły się do ciała. Miasto było ciche i spokojne jednak gdyby wsłuchać się dokładnie można by było usłyszeć gdzieś daleko śmiech i pijackie śpiewy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Jakub
Dołączył: 06 Sty 2006 Posty: 469 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 16:09, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Skoro nie możemy oddać ciał do morrytów, to trzeba będzie je albo pochować na własną rękę, najlepiej tak żeby nikt nie widział, możu u ciebie Theodosiusie w ogrodzie. Mowie to wszystko śmiertelnie poważnie, a moja twarz nie wyraża żadnych emocji. Ew spalić ciała, piec chlebowy powinien wystarczyć, tak myślę.Na chwilę jeszcze się zamyślam, Ja pojade z ciałami Garreta i Zorbara, a niech Luiggi pojedzie z wami, przydałoby się go pilnować. Nie powinniśmy go uśmiercać tak myślę. Nie stanowi dla nas zagrożenia. Uważam, że za dwa dni, jeśli rana nie zacznie się jątrzyć to będzie mógł już sam o własnych siłach odejść w swoją stronę. , Poza tym sądzę że byłbym w stanie go nakłonić do tego, żeby nie działał przeciwko nam.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 21:42, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Myślę, że z pochowaniem ciał nie będzie problemu, ale... Myślę, ze lepeij ejśli zwłoki Zorbara znajdą się w świątyni Morra, zaoszczędzimy sobie kłopotu, a on będzie miał godny pochówek. Po pozamiejskich drogach będziemy jechać już bez niego, co w sytuacji gdy z wozem jest coś nie tak, może zaoszczędzić nam kłopotów. Jest jeszcze Kaileen... Myślę, że jednak nie pwoinniśmy opuszczać miasta bez niej... W kontekście tego co widzieliśmy po drodze, a i innych odgłosach świadczących o pijanym motłochu, zaczynam się o nią martwić...
Przez chwilę panuje cisza. Zwracam się do woźnicy.
Cmentarz i świątynia Morra są gdzieś niedaleko? Pojedziemy najpierw tam. Ale najpierw podejmijmy decyzję co z Kaileen.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Jakub
Dołączył: 06 Sty 2006 Posty: 469 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 22:00, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Szczerze o elfkę bym się nie martwił, przynajmniej nie z tego powodu że coś może jej się stać z powodu motłochu, z tego co pamiętam dobrze wiedziała do czego służy żelazo u jej pasa i wątpie żeby to się zmieniło. Co nie zmienia faktu, że niepokoi mnie jej zniknięcie. Jeśli uciekła do Bernarda, cóż taka jej wola, chyba będzie tam bezpieczniejsza niż z nami. Najbardziej z tego wszystkiego interesuje mnie czemu uciekła, nie sądze by widok umierającego Garreta tak na nią wpłynął. A może? Poza tym jeśli chciała uciec i się schować przed nami to mamy nikłe szanse że ją znjadziemy, przynajmniej tej nocy, tym bardziej jeśli udała się do Bernarda. Dlatego zróbmy tak jak mówi Theodosius, udajmy się do świątyni Morra by tam zostawić ciało Zorbara, ja będe starał się wypatrywać z wozu, może przypadkiem ją dostrzege, mam napewno największe szanse z nas wszystkich. Chyba że po wizycie u morrytów, możemy jeszcze pojeździć po mieście, ale wątpie jak już mówiłem, żeby to w czymś pomogło. Rano spróbujemy jej poszukać. I Theodosiusie powinniśmy podjąć decyzje co zrobić z Luiggim, w sumie to zależy tylko od ciebie, czy zechcesz by przez następne pare dni spędził u ciebie w posiadłości. Znasz moje zdanie. Jeśli zdecydujesz się go usunąć nie będę Ci się przeciwstawiał. Poprostu nie widzę sensu kolejnej śmierci, skoro można sprawę rozwiązać innaczej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 23:03, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Dobrze. Jeżeli będziesz potrafił sprawić żeby Luigi... Wiesz. To nie widzę z jego strony zagrożenia... Będzie mógł spędzić trochę czasu uu mnie... Pamiętaj rownież o tym co nam powiedział... On jest... Nie znam się na tym, ale myślę, że jakimś rodzajem medium... A teraz jedźmy. W takim układzie jak mówiłeś. Najpierw do świątyni Morra.
Wsiadam na kozła i czekam aż inni znajdą się w wozach. Daję znak woźnicy żeby ruszył. Prowadzę wóz za nim.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 23:04, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Woźnica zakręcił wąsy i wdrapał się na wóz. Poprawił leżącą na ławce kuszę i obtarł palcem nieco wilgotną cięciwę.
- Cmentarz i kaplica są poza miastem. Niedaleko. Trzeba wyjechać południową bramą, tak jak do dworu, a potem odbić w lewo, a nie w prawo jak do nas... to znaczy do posiadłości, panie... – rozejrzał się niepewnie, po czym zszedł znów na ziemię – mogę pomóc przenieść to ciało – powiedział odpowiadając na propozycję Barleya – To nawet lepszy pomysł niż mój, pan wszak lżejszy niż ludzie... – chciał uśmiechnąć się serdecznie jednak w porę lekko zawstydzony się powstrzymał, poprawił kapelusz w geście zakłopotania, spojrzał na ciała i zdjął go mocno ściskając w ręku - ... proszę przyjąć moje kondolencje, bardzo mi przykro... – ukłonił się lekko – jak będziemy w domu każe nie niepokoić panów reszcie służby. – spojrzał na Theodosiusa podnosząc wzrok, patrząc z niepewnością i ostrożnością. Jego głos był spokojny i ciepły – Jeśli będzie potrzebna pomoc w czymkolwiek to wszyscy na pewno pomogą. Rozumiem co znaczy strata przyjaciela. To straszne dni, wczoraj jeden z nas, z rąk tych wieśniaków... dziś pańscy przyjaciele... – zamyślił się na moment i naglę jakby zawstydził się wszystkiego co powiedział – Przepraszam, to tylko takie moje myśli... proszę mi wybaczyć... – nałożył na głowę kapelusz i szybko, zręcznie wślizgnął się do wozu by pomóc wyjąć Luigiego.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Golden11
Dołączył: 22 Lut 2006 Posty: 176 Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wołomin
|
Wysłany: Pon 0:36, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Siedzę spokojnie i rozglądam się wokół, patrząć na zmieniający sie krajobraz. Sceny z odcinaniem ręki, wlewaniem świętego spirytusu i śmierć unosząca się w powietrzu wypompowały ze mni eresztki energii.
Mówię wam panowie, że będziecie mieli same problemy z tym Luiggim, ja się do niego nie dotykam. Tutaj by się nim zaopiekowali i moglibyśmy po niego wrócić jakby było już po wszystkim.
Po wypowiedzeniu zdania siedzę w milcezniu i odpoczywam, w końcu mówię do woźnicy.
Panie takie życie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 1:52, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Mężczyźni z pomocą woźnicy przenieśli Luigiego do drugiego wozu. Potem wszyscy wsiedli tak jak zaproponował Barley. Theodosius wszedł na ławę powozu wiozącego „żywych” i chwytając lejce ruszył powoli. Za nim po chwili ruszył woźnica. Gnom wyglądał przez okno wypatrując w ciemnościach elfki. Theodosius jechał spokojnie przez wąskie, nierówne uliczki. Po kilku chwilach powozy wyjechały na większe ulice. Woźnica ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się bacznie uprzęży i drodze omijając nierówności.
Dookoła było ciemno. Gdzieniegdzie paliły się latarnie. Deszcze nie padał już wcale. Wiatr uspokajał się z minuty na minutę.
Gdy wreszcie obydwa pojazdy dostały się do głównej drogi prowadzącej do drewnianego mostu Theodosius zauważył elfkę idącą w jego kierunku. Stanął na powozie pewnie trzymając lejce. Kaileen odwróciła się raptownie i widząc nadjeżdżających towarzyszy zatrzymała się. Czekała rozglądając się dookoła.
Gdzieś, niedaleko miedzy budynkami jacyś pijacy śpiewali „zakazaną” pieśń o pewnej tłustej hrabinie i jej „niegrzecznych” zabawach z młodymi służącymi. Gdzieś indziej słychać było wykupione zapewne przez jakiegoś równie pijanego typa jęki prostytutki...
Powozy zatrzymały się obok siebie, około dziesięć metrów od mostu. Obok niego stała mała, drewniana budka przeznaczona dla strażników. Nikogo w niej nie było. Zapewne gwardziści ruszyli na obchód... a może nawet to oni doprowadzali słyszaną gdzieś między ulicami prostytutkę do „sztucznych jęków”. Kaileen stała na środku drogi. Theodosius otworzył już usta chcąc coś do niej powiedzieć gdy nagle...
- Proszę, proszę... – za plecami lorda, z dość daleka dobiegł pewny, trzeźwy, melodyjny głos – Cała gromada dziwaków zakuta w drewniane powozy, stojąca nad przepaścią z zaskoczonymi minami.
Czterdzieści metrów za powozami na drodze stało kilka osób...
Mówił wysoki mężczyzna, o delikatnych, niemal dziecięcych, rysach twarzy. Czyste jasne włosy opadały mu na policzki. Ubrany był dość zwyczajnie. Nie miał przy sobie żadnej broni. Jedynym charakterystycznym elementem jego stroju był mały emblemat na lewej piersi: tarcza z kroplą krwi – symbol zakazanego zakonu „Dobrej duszy”. Organizacja ta oficjalnie zlikwidowana przez cesarza na wniosek inkwizycji, zrzeszała fanatyków religijnych różnych wyznań w celu odnajdywania spaczeń i wpływów złych oraz chaotycznych bóstw. Można się było tylko domyślać jak szaleni musieli być członkowie organizacji skoro uznawana i tak za szaloną – inkwizycja sama poprosiła o jej zlikwidowanie.
Obok niego stała kobieta trzymająca w dłoniach długie noże, ubrana w skórzane, dopasowane, nie krępujące ruchów ubranie. Nieco oddalony stał mężczyzna w samej koszuli i spodniach bez widocznego oręża, elf w czarnym płaszczu z tarczą na piersi i łukiem refleksyjnym w dłoni oraz niski mężczyzna, człowiek trzymający w dłoni miecz, ubrany w kolczugę i misiurę.
- No, no... to się nam rarytas trafił... – uśmiechnął się szyderczo białowłosy – Zaproponuje rozwiązanie bezkonfliktowe... Oddacie się w nasze ręce a my nie zrobimy wam krzywdy... co wy na to? – powiedział z nieukrywanym rozbawieniem i nienawiścią w oczach.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Trzask
Dołączył: 04 Maj 2006 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 17:37, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Widzac cała sytuacje,spogladam po kompanach.
Sprawdzajac czy łuk jest gotow do walki,..Panie,takie zycie ,wypowiadajac te slowa wzdycham,chyba ze zmeczenia,rownoczesnie probujac zachowac spokoj.Słowa kieruje do Wattsa,probujac rozladowac i tak napieta atmosfere.
Patrzac na grupe ludzi,oceniam ich sile,Czujnie rozgladajac sie po sasiednich uliczkach,szukam rozwiazania...przygladajac sie takze czy nie czyha za rogiem pulapka.
To chyba najgorszy dzien w moim zyciu,mowie pewnym glosem,z mojej twarzy znika zmeczenie i smutek...ktore zamieniaja sie w zlosc i energie.
Serce szybciej zaczyna bic,a umysl sie wycisza...
Nie zdarzymy przejechac dwoma wozami przez mostek...on ledwo wytrzymuje ciezar jednej karocy.Theo,Ty znasz to miasto-jakies propozycje?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Tomek
Dołączył: 05 Sty 2006 Posty: 939 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pon 18:54, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Patrzę po towarzyszach, ta sytuacja,podonie jak Thomasa, zaskakuje mnie swoją absurdalnością. Zeskakuję z kozła i powoli podchodzę do wozu z ciałami Garreta i Zorbara oraz Barleyem. W ręku trzymam kuszę. Staję tuż przy siedzisku woźnicy drugiego wozu, blisko kuszy mojego pracownika. Mówię do niego cicho.
W razie walki, zostaw swoją kuszę i uciekaj biegiem przez most.
Następnie biorę głęboki oddech i jak najpewniej odzywam się w kierunku obcych.
Chyba nie wiesz do kogo mówisz... Lepiej zostawcie nas w spokoju, ani my wam nic nie zrobiliśmy, ani wy nie jesteście dla nas wrogami. Uwierzcie nam, że nie jesteśmy osobami, którymi powinna się interesować wasza organizacja. Odejdźcie.
Jeżeli obcy wykazą jakąkolwiek agresję albo powiedzą, że niema możliwości żeby nas zostawili lub dadzą nam do zorzumienia, że są agresywnie nastawieni lub wiedzą o czymś co bez wątpienia da im powody do ataku, to w takiej sytuacji podnoszę kuszę i celując krótko w korpus jasnowłosego mężczyzny strzelam. Następnie odrazu podnoszę kuszę woźnicy i padając na ziemię strzelam do kolejnej osoby - elfa. Wtaczam się pod wóz i wychodząc z drugiej jego strony chowam się za nim.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
humanoid Administrator
Dołączył: 20 Gru 2005 Posty: 692 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 19:13, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Woźnica spojrzał na Theodosiusa ze strachem przytłumionym przez determinację.
- Nie panie... – powiedział cicho i spokojnie – Nie mam w zwyczaju ucieczki gdy mój przyjaciel jest w potrzebie...
Ścisnął w dłoni kuszę i spojrzał na agresorów mierząc siły. Nie patrzył już w kierunku lorda. Po cichu zaczął odmawiać jakąś modlitwę...
„Ześlijcie mi siłę i bystre oko...”
Poprawił na czole kapelusz...
„... bym mógł chronić tych którzy w potrzebie...”
Spokojnie, dyskretnie odsłonił spod leżącego na wozie płótna kołczan z bełtami...
Wypowiedział jeszcze kilka słów modlitwy...
- Problem polega na tym że my wam nie wierzymy, ba! Nawet jesteśmy pewni że zaufania udzielić wam nie wolno pod karą śmierci. Taki kodeks... – białowłosy mężczyzna uśmiechnął się szeroko – Wy jesteście chorobą a my lekarstwem... Wiec jak będzie? Unikniemy zbędnych emocji i rozlewu krwi?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Trzask
Dołączył: 04 Maj 2006 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 19:42, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Wyskakuje z wozu,trzymajac łuk jedna ręką,płynnym,energicznym ruchem koniec strzaly natrafia na napieta cieciwe,nawet na chwile nie spuszczajac grupy wrogow z oczu.Bron trzymam blisko ciala,lekko opierajac na udzie,rownoczesnie "przytulam" sie do wozu.
Pod nosem zaczynam coraz to glosniej sam do siebie mowic...
Musze błądzić w zagubieniu, wśród potężnych turni egoizmu i pychy
Nieuniknione sa...choroba,starosc...i wasza smiercJuz calkiem glosno,caly czas bacznie obserwujac wroga...
Każdy dzień jest ostatnim dniem mojego życia.Az wreszcie krzyczac do opychow
Jezeli nie odejdziecie-zginiecie...zginiecie z niewiedzy.Zginie kazdy z was
Jesli wrog atakuje,lub wyraznie sie przygotowuje do walki-bez wahania strzelam.Strzelam takze,gdy ktos z nas rzuci takie haslo lub zaatakuje.
Poki sa dalej,staram sie dluzej celowac,a mniej strzelac.Strzelam najpierw w ich łucznika-elfa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|