Forum HUMANOID Strona Główna HUMANOID

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

ROZDZIAŁ 2 - Optivus
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 32, 33, 34 ... 42, 43, 44  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Perditor)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 1:18, 23 Gru 2006    Temat postu:

Wóz pędził drewnianym mostem. Woźnica starał się zapanować nad swoim ciałem na tyle by zadziałać racjonalnie ratując swoje życie. Nagle tylne koło zahaczyło o sznurową balustradę. Wóz zatrzymał się a konie zarżały. Zgrzyt pękającego drewna! Koło niczym wystrzelona strzała oderwało się od powozu a tylna oś wbiła się w deski mostu, rozbijając je w drzazgi. Woźnica oderwany od powozu nagłym szarpnięciem runął bezwładnie niczym jesienny liść dębiny pomiędzy konie. Zwierzęta zarżały i panicznie zaczęły ciągnąć pojazd dalej. Wóz wychylił się lekko nad przepaścią. Woźnicy nie było widać... zniknął gdzieś pod wozem lub końmi, które wciąż parły do przodu gruchocząc kolejne deski i niebezpiecznie ciągnąc liny będące jedyną konstrukcją...

Krzyk! Pisk! Wrzask bólu... potworny i przerażający...

Theodosius chwycił bełty leżące na ziemi i szybko odbiegł za najbliższy budynek. Po chwili, ogłuszony i obolały podbiegł do niego Thomas. Chłopakowi z brwi broczyła krew zalewając oko. Co chwila nerwowo wycierał posokę mówiąc coś po cichu pod nosem. Ułożył strzałę przy cięciwie. Chciał podejść do rogu budynku, jednak zatoczył się i oparł o ścianę. Osunął się po niej i usiadł. Pochylił głowę ku ziemi i wyglądał jakby chciał zwymiotować jednak skończyło się na wypluciu nadmiaru śliny z krwią z ust. Usiał i zamknął oczy.
Theodosius wychylił się zza rogu i uniósł kuszę. Wytężył wzrok starając się spostrzec za kłębami dymu elfa z łukiem. Przyłożył kuszę do oka i brodząc nią w powietrzu starał się zauważyć jakiś szczegół który mógłby pomóc mu odnaleźć wśród chaosu walki przeciwnika. Po chwili zauważył skrzynie za którą schował się łucznik. Drewniany pojemnik był strzaskany a jego elementy zajęte były ogniem. Za nim leżało ciało elfa. Z tej odległości nie było widać czy elf żyje, leżał nieruchomo. Theodosius zamknął lewe oko, przycelował i wypuścił bełt. Pocisk wbił się w nogę elfa, ciało nie poruszyło się...

Wśród zgliszczy w jednej z uliczek leżał łysy halfling a nad nim klęczał trzęsąc nim panicznie mężczyzna z rudymi bokobrodami. Po chwili zdjął marynarkę i energicznym ruchem oderwał rękaw od koszuli. Zaczął szybko tamować krwotoki rannego malca. Niedaleko nich kilka metrów od wejścia do uliczki leżało ciało mężczyzny w kolczudze i misiurce... ciało a raczej to co z niego zostało zatrzymane przez zbroje, zostało spalone podczas wybuchu... reszta szczątków była zapewne rozrzucona po okolicy...

Kobieta ubrana w czerń, trzymając pewnie dwa długie noże zbliżając się do Kaileen rzuciła się na nią skocznie i... nagle odbijając się od ziemi jakby straciła równowagę, jakby popchnięta nieistniejącą siłą wykrzywiła kostkę i uniosła się nad ziemię nie panując do końca nad ciałem. Kaileen zareagowała błyskawicznie. Zrobiła krok do przodu i pochylając się lekko, trzymając oburącz szablę cięła poziomo na podbrzusze. Ostrze rozcięła bok kobiety, nieco powyżej biodra, jednak udało jej się w ostatniej chwili wcisnąć między klingę a ciało, nóż, co uratowało ją przed szybkim zakończeniem walki...

Gnom wyglądający na kupca przewrócony na ziemię siłą wybuchu poderwał się szybko na równe nogi i chwycił kamień leżący nieopodal po czym z całą swoją siła rzucił nim w kierunku białowłosego... Kamień spadł tuż przed jego nogami... Mężczyzna nie zareagował. Gnom panicznie chwycił kolejny kamień i znów rzucił w kierunku maga. Tym razem trafił w jego ramię. Mężczyzna spojrzał z rozgniewaną miną w jego kierunku jednak widząc co robi Barley przestał zwracać nie niego uwagę. Kolejne kamienie upadały dookoła niego...


Wszyscy trzej gnomowie, iluzjoniści zmarszczyli brwi. Skulili się lekko po czym wypchnęli przed siebie obie dłonie jakby chcieli popchnąć powietrze zagęszczone przez gryzący dym. Nagle od wszystkich trzech zaczął bić ostry, zimny wiatr a dłoni wystrzeliły jasne iskry. Siła tego magicznego wiatru wzbijała tumany kurzu. Identycznie zachował się mężczyzna z białymi włosami. Wypchnął obie dłonie przed siebie. Wiatr zaczął wirować dookoła... Nagle pomiędzy obydwoma magami połączyły się iskry obu magów by w pierwszym momencie wystrzelić zalewając najbliższe otoczenie różnokolorowymi drobnymi iskierkami. Potem pojawił się, pośrodku, biały płomyk, niewielka świecąca półmaterialna forma która szybko zaczynała rosnąć by stać się śnieżnobiałym ogniem z którego co chwila wystrzeliwały błyskawice. Barly i białowłosy napięli mięśnie do granic wytrzymałości. Gnom stanął tak by zaprzeć się piętami o wystające z posadzki kamienie. Zacisnął mocno zęby, zmarszczył twarz, otworzył nieco usta. Jego wyraz twarzy stał się gniewny i zdeterminowany. Wiatr bił od niego coraz mocniejszy, a płomień po środku zaczął rozrastać się coraz bardziej....

Kobieta z nożami opadając na ziemię starała się przyjąć jak najdogodniejszą pozę... Kaileen jednak widząc zręczność przeciwniczki puściła jedną ręką szablę i nim ktokolwiek zdążył spostrzec wydobyła z pochwy drugą szablę. Wojowniczka z nożami opadając na ziemię starała się zadać błyskawiczny cios... Kaileen jedno ostrze trzymając wciąż blisko ciała przeciwniczki, utrudniając jej ruchy, drugim cięła od góry. Cios był błyskawiczny. Lekko zakrzywiona klinga szabli runęła na kobietę niczym piorun. Koniec ostrza wbił się w jej czoło, rozcinając twarz, szyję i pierś. Druga dłoń odruchowo popchnęła oręż i elfka zadała kłucie prosto w serce wojowniczki. Kaileen szarpnęła obie szable energicznie wyrywając je z ciała ofiary, zrobiła przy tym piruet i przyklęknęła na jednym kolanie, oddychając spokojnie. Na jej twarzy pojawiły się trzy krople krwi... nie jej krwi...

Thomas wstał, zatoczył się i oparł o ścianę. Przez chwile starał się utrzymać równowagę. Wreszcie podszedł do rogu budynku i stanął obok Theododiusa. Obaj przez chwile obserwowali zaistniałą sytuację...

Nagle spod koni wygrzebał się woźnica. Zwierzęta wciąż ciągnęły uszkodzony wóz. Naruszone liny powoli zaczynały pękać. Do drugiej strony mostu, na drugim wysokim brzegu rzeki Stir, podbiegło dwóch gwardzistów. Palcami pokazywali sobie konie niszczące most krzycząc coś głośno.

Woźnica wyczołgał się na bezpieczną odległość wlepiając palce w deski mostu i na chwilę zamarł wyczerpany w bezruchu.

Drugi mężczyzna, ten w samej koszuli i spodniach, bez oręża, zaczął inkantować jakieś zaklęcie. Uniósł dłonie ku niebu i krzyknął a potem nagle... z jednej z uliczek popłynęła błyskawicznie w jego kierunku iskra podobna do tej którą uformował Barley. Magiczny pocisk uderzył zaskoczonego mężczyznę. Z nosa trysnęła mu krew, mięśnie napięły się w bolesnym skurczu. Krzyknął z bólu i z trudem, wciąż obstąpiony przez różnokolorowe iskry wykonał kilka gestów. Odepchnął niewidzialną siłą płomyki na kilka metrów od siebie i szybko wypowiedział zaklęcie. Iskra wystrzelona z jego dłoni uderzyła w tą która przed chwilą go trafiła zadając magiczne obrażenia. W miejscu gdzie pociski się połączyły powstał jasny płomień obleczony w małe błyskawice... W uliczce stał skupiając się mężczyzna ubrany w białe szaty, z opadającymi na twarz jasnymi włosami. Dłonie trzymał przed sobą a od jego ciała bił mocny wiatr. Stojący niedaleko gnom wciąż rzucał kamieniami.

Watts wyjął z kieszeni granat, wypowiedział kilka słów a na jego dłoni pojawił się mały płomyk. Zapalił lont granatu i mocno rzucił go po ziemi pod nogi wrogich magów. Przykucnął nieco zasłaniając wielkimi dłońmi uszy. Ładunek turlał się szybko by zatrzymać się tuż pod nogami białowłosego...

Czarodziej spojrzał na granat przesuwający się w jego kierunku...

Kolejne deski mostu pękły... Woźnica zerwał się jak oparzony i zaczął biec w kierunku gwardzistów po drugiej stronie przepaści. Most chwiał się niebezpiecznie...

Białowłosy z wyrazem nienawiści w oczach zaklął i odpuścił zaklęcie, kończąc pojedynek z Barleyem. Śnieżnobiały płomień ruszył w zawrotnym tempie w jego kierunku. Barley zaparł się mocno i krzyknął z wysiłku starając się przyśpieszyć działanie mocy. Mag zaczął szybko wykonywać jakieś gesty dłońmi...

Ubrany w białą szatę mężczyzna stojący w uliczce wyraźnie wkładał potężną moc w atak na wcześniej zaskoczonego czarodzieja. Gdy ten zauważył granat zrobił krok do tyłu i nagle przerywając zaklęcie skierował dłoń do ziemi. Płomień popchnięty przez białego czarodzieja ruszył w kierunku wroga. Mężczyzna w koszuli naglę jakby odpychając się od ziemi uniósł się kilka metrów nad nią. Śnieżnobiały płomień mknął w jego kierunku. Mężczyzna unosił się coraz wyżej aż wreszcie płomień dopadł go bezlitośnie. Mężczyzna krzyknął z bólu i wyprężył całe ciało. Zawisł na moment w powietrzu w okrzyku cierpienia i wysiłku...

Stojący niedaleko starzec wciąż chichotał. Chyba jedynie od nie przewrócił się od siły wybuchu. Przyglądał się śmiejąc... z jego wykrzywionych ust kapała ślina brodząc po brudnej twarzy...

Granat zatrzymał się. Rudy mężczyzna widząc go padł na ziemię.

HUKK!

Kolejna eksplozja chyba jeszcze silniejsza nić poprzednia wyrwała z okolicznych domów okiennice a swoim płomieniem sięgnęła wszystkich okolicznych domów. Przewrócił się nawet Theodosius i Thomas schowani za murowaną ścianą budynku. Hałas i kurz. Czarny dym znów zalał okolicę. Kolejne kamienie zaczęły niczym grad opadać na ziemię. Kaileen stojąca najbliżej wybuchu popchnięta przez jego siłę wywróciła się i przez chwilę leżała nieruchomo...

Wóz na moście przychylił się, oś rozdarła kolejne deski, konie zarżały i... nagle obsuwając się, ciągnąc za sobą zwierzęta popchnięty niewidzialną siłą ku przepaści runął w dół.

Krzyk!

Nagle drewno wozu zaskrzypiało... Coś pękło... czas spowolnił swój bieg. Konie zarżały, wymachując panicznie kopytami, czekając w niepokoju na śmierć na dnie rzeki do której miały jeszcze dwieście metrów. Poszycie powozu naglę pękło jakby rozepchane od środka a cały pojazd rozpadł się na dwie połowy... czas płynął tak powoli...

Kłęby dymu tworzyły bajeczne mozaiki, rosły i opadały wśród okolicznych ulic. Domy miały strzaskane ściany, powyrywane okna...

... wóz rozpadł się, ciało Zorbara runęła w dół przepaści a Garret...

Tileańczyk, blady, cały w bordowym skrzepie, brudny od błota wyłonił się z wirujących w powietrzu drzazg by unieść się na olbrzymich, szarych, jakby obwieszonych pajęczynami i kurzem, skrzydłach. Twarz miał kompletnie bez wyrazu. Koszule miał rozerwaną, rany otwarte, z pleców wyrastały mu wielkie pokryte szarą skórą i dziwnym śluzem kończyny tworzące szkielet błoniastych skrzydeł. Bez wahania załopotał demonicznymi kończynami i ruszył w kierunku chmury dymu. Wóz z ciałem Zorbara pomknął w otchłań przepaści...

Dym zaczął się przerzedzać. Na środku klęczał, nieco poparzony, w podartym ubraniu, ciężko oddychając białowłosy mag. W powietrzu wciąż nieruchomo unosił się opleciony jasnymi płomieniami drugi z wrogich czarodziei. Garret błyskawicznie mknął w jego kierunku. Podleciał i chwycił go obejmując go silnie ramionami. Krzyknął potwornym głosem i z nienawiścią w oczach dłonią przekręcił energicznie głowę maga skręcając mu kark. Puścił martwe ciało... płomyki zniknęły a trup spadł na ziemię. Garret zatoczył się w powietrzu i opadł na ziemię. Uklęknął i chwycił się za głowę. Nagle skrzydła złożyły się i schowały niemal całkowicie wewnątrz jego ciała... Był wyraźnie osłabiony...

Białowłosy mag podniósł się i spojrzał na Barleya, potem na maga w białych szatach...

- Zapłacicie mi za to... – powiedział zmęczonym głosem i szybko wykonał kilka gestów dłońmi, potem pośpiesznie zaczął wypowiadać formułę zaklęcia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 1:50, 23 Gru 2006    Temat postu:

Podnoszę się z trudem po wybuchu i opierając o ścianę próbuję złapać oddech. Wyglądając zza winkla obserwuję końcówkę walki. Końcówkę, która wprawia mnie w osłupienie. Patrzę na całe zajście jakby to był sen, jak gdybym stał z boku i przyglądał się jakiejś cudownej iluminacji. Jest mi słabo. Gdybym nie opierał się o ścianę na pewno bym upadł.
Po chwili jednak kapituluję i siadam na ziemi. Dostrzegam strażników po drugiej stronie mostu. Zachowując resztki rozsądku zakładam na głowę kaptur płaszcza. Nie rozumiem, nie potrafię w to uwierzyć. Nagle wstaję. Nadal w szoku przebiegam na drugą stronę ulicy i ruszam w pogoń za wozem, który pojechał zaułkiem równoległym do rzeki...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Małe Szare Bure




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 22:25, 23 Gru 2006    Temat postu:

Otwieram powoli oczy, którym ukazuje wirujący w chaosie świat pozbawiony dźwięków, lecz niezrozumiały zamet, zgluszcza i krew. Z truden unoszę najpierw głowę, potem dźwigam się na drących z wysiłku rękach. Biorę głęboki oddech, by wstać całkowicie z kamiennej posadzki zabarwionej mieszaniną błota i krwi. Widząc ciało kobiety z nożami i ciała jej towarzyszy, powoli chowam szable do pochew. Stojąc nieco pewnej na nogach przyglądam się niemej scenie. Potrząsam lekko głową. Ból, który postanowił nadejść, zrobił to wyjątkowo brutalnie. W jednym momencie jednak wydaję się on zupełnie nieistotny. Robiąc jeden chwiejny ze zdumienia krok do przodu, wpatruję się pełnym niedowierzania wzrokiem w.. Garreta. Lub w to, czym teraz jest. Pochodzę powoli w stronę tileańczyka, zachowując bezpieczną odległość, a moje dłonie, zakryte długimi rękawami, opierają dyskretnie, lecz pewnie na rękojeściach szabli.

Garret..?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trzask




Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 0:20, 24 Gru 2006    Temat postu:

Po drugim wybuchu moje cialo bezwladnie wygina sie w powietrzu,zeby pasc przy scianie.Tym razem zamroczenie po wybuchu jest o wiele mniejsze,jednak bol zadany w podraznione wczesniej miejsca poteguje znaczniej.Opierajac glowe o sciane,szukam łuku w zasiegu reki,rownoczesnie powolnymi ruchami glowy rozgladajac sie dookola.Dostrzegam demona,na jego widok staram sie podniesc.Podnosze łuk,ręka drzy mi niesamowicie,jednak miedzy oddechami jest ta idealna chwila,zeby oddac strzal,wyprostowana ręka powoli opadajac,usztywnia sie jeszcze bardziej.Zrenica momentalnie pomniejsza sie łapiac ostrosc.Gdy bestia opada,zdaje sobie sprawe,ze to nam pomoglo.Zauwazam,ze to Garret...
Rozgladajac sie nerwowo,zuwazam straznikow.
Podbiegam do Garreta i Elfki,caly czas trzymajac lekko napieta bron,podbiegam kulejac,nieregularnie.Rozgladam sie caly czas,dopiero teraz zauwazam skutki calej rozruby.Patrzac po oknach dociera do mnie sila wybuchu.Gdy zblizam sie do Garreta staje sie niepewny,jednak szukam wzrokiem reszty kompanow i ewentualnych wrogow.
Wszyscy cali?Krzycze z całych sil
Przyklekajac ok.2 m od Garreta szukam ewntualnego celu z napietym lukiem.Krew sciekajaca po twarzy utrudnia mi wyostrzenie obrazu.Jedynie adrenalina trzyma mnie na silach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 15:05, 27 Gru 2006    Temat postu:

Skończywszy pojedynek magiczny z białowłosym magiem pochylam się do przodu i położywszy dłonie na ugiętych kolanach ciężkę oddycham spoglądając spodełba na dziejące się wokół mnie wydarzenia. To że Garret pojawia się nagle i to w takiej postaci wprowadza mnie w osłupienie, ale słowa białowłosego maga natychmiastowo wyprowadzają mnie z niego. Krzycze krótko Thomas mag, wskazując czarodzieja, po czym zaczynam inkatacje czaru.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Golden11




Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wołomin

PostWysłany: Śro 19:47, 27 Gru 2006    Temat postu:

Mocny wybuch i złość białowłosego maga sprawiają mi przyjemność i satysfakcję, lekko usmiecham sie pod nosem. Lecz usmiech szybko znika w momencie gdy spostrzegam Garreta- demona. Podnoszę głowę przyglądając sie jego poczynaniom z podziwem.

Jednak mój podziw trwa bardzo krótko, gdyż wiem, ze czeka nas jeszcze tyrudna walka. Rozglądam sie po polu bitwy. Patrzę na białowsłosego maga, mówie do siebie pod nosem: mialeś szansę odejsć. Po czym dokładnie celuje w niego z rusznicy. Strzelam. Robię to tak , aby mój strzał był śmiertelny lub co najmniej bardzo dokuczliwy. Tuż po wystarzale, szybko wkładam broń pod pachę i wyciągam trzecią z bomb. Ważę granat w ręku i rozglądam się, myśląc jak go wykorzystać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 17:21, 29 Gru 2006    Temat postu:

Theodosius ruszył uliczką w pogoni za powozem.

Po drugiej stronie mostu woźnica rozejrzał się dookoła i widząc zachowanie swojego pana, korzystając z okazji, gdy gwardziści z uwagą przyglądali się spadającemu powozowi, ruszył biegiem w kierunku jednej z uliczek. Gwardziści zdawali się nie zauważać służącego.

Thomas i Kaileen nie reagując na wypowiadane przez białowłosego maga słowa zaczęli zbliżać się do Garreta. Tileańczyk lub to czym stało się jego ciało spojrzał zapadniętymi oczami w kierunku nadchodzących towarzyszy po czym nerwowo zwrócił wzrok na czarodzieja. Energicznie poderwał się na równe nogi i zmarszczył twarz nadając jej iście „diabelski” wygląd. Wyglądał inaczej niż zwykle... może to przez niesamowicie bladą skórę która kontrastowała znacznie z jego wcześniejszą ciemną karnacją...

Watts szybko wycelował strzelbę, a Barley zaczął wypowiadać słowa zaklęcia.

Wrogi czarodziej wykrzyczał ostatnie słowa zaklęcia i złożył dłonie w dziwnym geście. Z rąk Barleya ruszyła lekka świetlista mgła w kierunku wroga. Białowłosy zacisnął zęby, zmarszczył brwi, zmusił wszystkie mięśnie by wytrzymały zaklęcie. Mgła zatrzymała się kilka metrów przed nim. Huk! Smuga dymu pojawiła się z przed Wattsem. Krasnolud odsunął rusznicę od twarzy machając ręką, przedzierając się przez dym spojrzał w kierunku maga. Białowłosy zmierzył zawistnie gnoma i krasnoluda po czym uśmiechnął się złowieszczo. Thomas wypuścił chaotycznie strzałę jednak ta, tuż przed ciałem wroga zniknęła... zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Czarodziej zaśmiał się głośno. Z jednej z uliczek, brodząc po mokrej ziemi spod nóg czarodzieja w białych szatach ruszył w niezwykłym tempie mały płomyk jednak gdy dotarł na kilka metrów do białowłosego, zgasł...

Mężczyzna z rudymi bokobrodami znów spojrzał na całą sytuację. Oczy miał szkliste. Klęczał nad martwym ciałem łysego hobbita. Nagle jak wystrzelony z łuku ruszył pędem w kierunku Wattsa.
- Zabiłeś go! – biegł szybko, chwycił pewnie butelkę z odrobiną przezroczystej cieczy, wyjmując ją z kieszeni. Podniósł improwizowaną broń nad głowę. Miał do krasnoluda jeszcze dobrych kilka metrów.

Gnom stojący obok maga w białej szacie znów chwycił za kamień by rzucić nim w białowłosego. Znów nie trafił...

Wrogi czarodziej wyszeptał kilka słów. Na jego twarzy widać było determinację i skupienie oraz wielki wysiłek. Zapanowała cisza... Kaileen i Thomas odskoczyli od czarodzieja. Garret ze wściekłością w oczach zaczął biec w jego kierunku jednak po chwili z wyrazem zaskoczenia na twarzy znieruchomiał. Thomas napiął łuk.

- Zapłacicie mi za to... – energicznie wykrzywił palce.

Czas się zatrzymał. Czarodziej uniósł dłonie ku niebu. Krzyknął głośno ostatnie słowa inkantacji. Ziemia zadrżała... Wszyscy stali w bezruchu zniewoleni przez czas... Powoli czarodziej swój wzrok skierował w kierunku dużego budynku stojącego przy ulicy, na skraju skarpy tuż obok wszystkich walczących. Budynek miał cztery pietra wysokości, zdawał się być wyższy niż szerszy a co ciekawe rozszerzał się ku górze, gdyż każde piętro wystawało poza lico ściany piętra poprzedniego. Dzięki temu budynek wisiał lekko nad ulicą.

Ziemia zadrżała... pod nogami białowłosego pojawiło się w ziemi pęknięcie które błyskawicznie ruszyło w kierunku wskazanego wzrokiem domu. Kamienie trzasnęły, zazgrzytały i nagle na frontowej ścianie pojawiło się kolejne pęknięcie. Z ostatniego piętra odpadł tynk i wióry belkowania...

Nagle czas znów przyśpieszył. Budynek skrzypiał przeraźliwie a jego ściany wydawały się lekko drżeń i poruszać.

Białowłosy skończył natychmiast mimo wycieńczenia zaczął wypowiadać kolejne słowa zaklęcie. Jego oczy były pełne zmęczenia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Małe Szare Bure




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 16:25, 02 Sty 2007    Temat postu:

Przez chwilę wpatruję się nieruchomo w upiornie rozrastający się budynek, nie robiąc ani kroku. Nie wydaje się, bym nawet próbowała. Otząsając się z chwilowego osłupienia, utwierdzam szable w pochwach i łapiąc za ramię Thomasa, zaczynam biec jak najdalej od budynku i od maga.

Chodź!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trzask




Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 23:20, 03 Sty 2007    Temat postu:

"Chodź"...usłyszalem tylko lekkie echo,w momencie gdy elfka dotyka mojego ramienia,świat znowu zwolnil,tym razem dla mnie,zeby oddac kolejny strzal.Gdy dostrzegam Wattsa w opalach,moim celem staje sie mezczyzna z rudymi bokobrodami,kropla krwi oderwana od brwi wedruje na kamienna posadzke,strzala po wypuszczeniu jej z reki powoli rusza w strone oszalalego osobnika..."Chodź!"-szarpniecie za ramie i bez namyslu ruszam z Kaileen jak najdalej od pękajacego budynku;strzala dalej podarzala za swoim przeznaczeniem.
Biegnac,nieregulanie,potykajac sie z bolu mozna uslyszec,iz nie mysle o Wattsie,jednak o magu.Miedzy ciezkimi oddechami da sie uslyszec pewne slowa:
Głodny demon, który widzi ogień w wodzie - może zobaczyć w rzece ogień.Ten mag juz gasnie...trzeba to wykorzystac
Kilka kolejnych chaotycznych krokow
tylko jak?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 0:14, 04 Sty 2007    Temat postu:

Widząc nieskuteczność naszych ataków na wrogiego czarodzieja cała sytacja zaczyna mi się jeszcze mniej podobać, a perspektywa bycia pogrzebanym wcale tego nie poprawia, dlatego krzycze w strone towarzyszy Biegnijcie w moją stronę .... musi się udać... ostatnie słowa wypowiadam z determinacja jakiej dawno nie bylo słychać w moim głosie, po czym zaczynam inkantować czar. Dłonie zaczynają poruszac we wszystkich płaszczyznach jakby w stałej odległosci wokół jednego punktu w którym to skoncentrowana moc zaczeła przypominac mała snieżnobiałą sferę która wraz z postępem w inkantacji powiekszała swoje rozmiary obejmując najpierw tylko mnie by w końcu objąc i pozostałych moich towarszyszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Golden11




Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wołomin

PostWysłany: Czw 17:10, 04 Sty 2007    Temat postu:

Ze złością i zdziwieniem patrzę na białowłosego maga. Jeszcze wieksze zdziwienie wzbudził we mnie osobnik z rudymi bokobrodami. Sapię. Myślę co robić. Patrząc na zachowanie moich towarzyszy, momentalnie podejmuję decyzję. Podpalam ostatni granat i rzucam go w kierunku białowłosego maga, który inkantuje zaklęcie.
Teraz musi się udać! mówię do siebie. Po czym zrywam sie szybko z miejsca w którym stałem i biegnę za Barleyem. rzucam okiem jeszcze w stronę człowięka z bokobrodami, jeśli strzał Thomasa, nie powstrzymałby jego ataku, uderzam człowieka kolbą mojej rusznicy.
Biegnąc krzyzcę do towarzyszy: Zaraz po wybuchu wszyscy biegnijmy do białowłosego, mamy dużą przewagę! Jesli nie zabije go granat zrobimy to my!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trzask




Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 19:59, 05 Sty 2007    Temat postu:

Gdy widze jak lont zaczyna sie iskrzyc,przypominaja mi sie ostatnie wybuchy...dalej biegne kulejac,jednak nie czuje bolu na mysl o eksplozj...,uciekam jak najdalej od walacego sie budynku i rzuconego granatu,biegne w strone Barleya,jezeli zobacze ,ze nie uda mi sie do niego dobiec,tuz przed wybuchem staram sie polozyc na ziemi i mocno trzymajac luk,chronie glowe i zatykam uszy,nie patrze w strone wybuchu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 22:56, 05 Sty 2007    Temat postu:

Kaileen ruszyła pewnie. Thomas wypuścił strzałę niepewnie. Pocisk rozdzierając materię powietrza sunął delikatnie wibrując prosto w kierunku mężczyzny z rudymi bokobrodami. Nagle niczym powalony od młota mężczyzna padł na ziemię. Strzała ugodziła go chyba w brzuch lub ramię ale ciężko było to dostrzec w tumanach kurzu i po błyskawicznym upadku mężczyzny. Garret wyszczerzył zęby, jakby chciał warknąć w wyrazie zdenerwowania, zmarszczył brwi. Skrzydła błyskawicznie wyłoniły się z jego pleców. Wielkie, szaroczarne, oblepione pajęczynami, wzniecając kolejne kłęby kurzu rozpostarły się szeroko. „Tileańczyk” spojrzał w górę, odbił się od ziemi i pomknął ku czarnemu, zachmurzonemu niebu.

Gdy Barley krzyknął elfka wraz z Thomasem ruszyła w jego kierunku.

Watts zapalając malutki płomyk na kciuku rozpalił kolejny ładunek i rzucił nim w kierunku maga. Białowłosy skrzywił się i przymknął oczy. Starał się mówić coraz szybciej. Po czole spłynęły mu krople potu. Lont iskrzył by wreszcie się uspokoić. Barley spinał się mocno podtrzymując zaklęcie. Jasna poświata, półmaterialna kula zaczęła się rozmywać nabierając zupełnie przezroczystego, niezauważalnego wyrazu. Watts, Kaileen i Thomas schronili się obok gnoma. Granat się zatrzymał. Na mocno napiętych dłoniach Barleya pojawiły się lekko wypukłe fioletowe pręgi żył.

Huk! Granat eksplodował. Barley zacisnął zęby. Stał pewnie trzymając ręce przed sobą. Czas spowolnił bieg. Olbrzymia fala ognia i niszczycielski podmuch ruszyły kierunku gnoma i jego towarzyszy z niesamowitą prędkością. Watts odruchowo wyciągnął przed siebie ręce i zamknął oczy, Kaileen odwróciła się i skuliła, Thomas leżał mocno przyciskając twarz do ziemi. Śmiercionośny płomień uderzył nagle w barierę podtrzymywaną przez gnoma. Ogień przepełzał po niewielkiej niewidzialnej kopule. Barley krzyknął głośno z wysiłku czując uciekającą energię. Nagle coś zaskrzypiało. Gdzieś niedaleko słychać było chichot starca stojącego niedaleko przepaści. Ogień opadł a dookoła „sfery” widać było tylko czarny dym. Znów coś zaskrzypiało i po kilku nerwowych oddechach na niematerialną kopułę spadły kamienie i drewniane belki zsuwając się dookoła. Watts nerwowo starał się spostrzec co stało się z białowłosym magiem jednak gęsty dym utrudniał to znacznie. Thomas otworzył oczy i zaczął rozglądać się dookoła nie do końca rozumieją co dzieje się dookoła. Kaileen stała w gotowości przyglądając się dyskretnie gnomowi. Barley był bardzo spięty, widać było po wyrazie twarzy że oprócz zmęczenia jest niezadowolony z przebiegu wydarzeń... Kolejne kamienie opadły na aurę... Dym powoli zaczął opadać. Budynek stojący obok nie rozpadł się zupełnie. Na ziemię spadła ściana i nawis z ostatniego piętra. Pęknięcia jednak pojawiały się cały czas na tynku... W posadzce ulicy wyryta była wielka dziura, płytki kamienne którymi była wyłożona leżały porozrzucane dookoła. Po trzech wybuchach widać było lej o głębokości około dwóch metrów. Okoliczne budynki były osmolone a tynki na nich popękane. Nigdzie jednak nie było ciała białowłosego maga... Rudobrody mężczyzna, poparzony i brudny leżał bełkocząc coś z bólu niedaleko grupy. Barley ostrożnie spojrzał w górę i odpuścił zaklęcie. Momentalnie z jego oczu, uszu i nosa popłynęły stróżki krwi. Gnom upadł na kolana. Kaszlnął kilka razy, oddychał głęboko jakby złapał pierwszy oddech po narodzinach. Z oczu opadła mu czarna opaska. Przez chwilę zgięty w pół starał się dojść do siebie. Oczy miał szeroko otwarte i przekrwione.

Watts przeklął nie mogąc dojrzeć maga i chwycił Barleya pod ramię. Kaileen to samo zrobiła z Thomasem i cała czwórka zaczęła iść w kierunku przeciwnym do pękającej kamienicy. Gdy wreszcie dotarli na drugą stroną ulicy Barley usiadł opierając się o ścianę. Młody łowca przeciągnął i chwycił za głowę chowając ją w dłoniach. Dookoła nie było nikogo, słychać było jakieś kobiece krzyki, niektóre dochodził z wielkiej kamienicy. Po drugiej stronie przepaści zebrała się mała grupka gapiów i kilka gwardzistów. W jednej z uliczek stał mężczyzna w białych szatach i gnom. Nad przepaścią stał wciąż śmiejący się starzec.

Minęła chwila ciszy by nagle zniknąć rozproszona przez potężne bicie dzwonu. Gdzieś w oddali w głębi miasta zaczęły bić dzwony alarmowe.

Kaileen zaczęła rozglądać się nerwowo. Nagle z uliczki tuż nad przepaścią wjechał na strzaskaną ulicę powóz prowadzony przez Theodosiusa. Szlachcic rozglądał się z nieukrywanym zaskoczeniem, gdy wreszcie zobaczył stan kamienicy obok której przejeżdżał popędził konia szybciej ku towarzyszom.

Za nim dziwnie wyglądający starzec śmiał się głośno, swoimi przerażająco obojętnymi oczami przyglądając się całemu zajściu. Nagle jego rozbawienie zaczęło nabierać wyrazu piskliwego chichotu... Dziwny dźwięk brzmiał niezwykle znajomo... Mężczyzna ruszył wolnym krokiem ze wozem. Chichot stawał się demoniczny i potworny do tego stopnia że zgromadzonym ciarki zaczęły przechodzić po plecach...

Starzec szedł śmiejąc się gdy jego sylwetka zaczęła się powoli rozmydlać i stawać przezroczysta. Po chwili starzec całkowicie zniknął... Chichot pozostał... Kilka szybkich oddechów i nawet on zniknął...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 23:32, 05 Sty 2007    Temat postu:

Jestem oszołomiony zastałą sytuacją i nie do końca wiem co czynić - widać to po niezdecydowanych ruchach jakie towarzyszą mi gdy podjeżdżam do grupy przyjaciół. Przez chwilę zastanawiam się, mimowolnie wykonuję ruch zapraszający ich na wóz, chcę coś powiedzieć, jednak zamieram w pół słowa. Zeskakuję z wozu.

Kurwa... Nie możemy tak po prostu stąd odjechać. Most jest zniszczony. Bramy miasta zamknięte. Musiałeś wszystko od razu wysadzać?!

Ostatnie słowa pełen wściekłości kieruję w stronę Wattsa.

Wszystko zaprzepaszczone. Całe moje życie... To przez was! To przez Garreta i Zorbara... Psia mać...

Pełen rezygnacji opieram się ręką o powóz. Stoję załamany wpatrując się w ziemię, dopiero po dłuższej chwili podnoszę wzrok. Z nadzieją w oczach zwracam się w kierunku towarzyszy.

A gdzie jest do cholery ten tileański pociot?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 23:52, 05 Sty 2007    Temat postu:

Czuje jak krew pulsuje mi skroniach, a kiedy tylko zamykam oczy swiat dostaje zawrotow glowy. Zawiązuje trzymana kurczowo w garsci opaske, podczas gdy wirowanie swiata wokol mnie zaczyna spowalniac. Lapie jeszcze kilka glebokich oddechow po czym ciezko wstaje opierajac sie o sciane. Staram sie Cóż nie powiem te granaty pomogly nam ujsc z zyciem z tej sytuacji. Nie wiem w jakim szambie znajdziemy sie teraz, ale to nie bedzie az tak źle jak smierc. Jestem coraz bardziej zmeczony a ten ostatni czar wyczerapal mnie niezmiernie, zanim zaczne cos jeszcze mowic biore jeszcze kilka glebokich wdechow. Nie ważne na razie. Najpierw sprawy biezace. Gdzie sie podzial mag? Nie bylo slychac zadnego krzyku i nie widac ciala, wiec raczej zdazyl sie wyteleportowac z tad, ale to nie musi byc prawda. Druga rzecz Theo, co z Twoim woznica? Skoro nie mozemy wyjechac na razie z miasta to musimy gdzies sie schowac. Theo Gdzie, Ty znasz najlepiej to miasto? No i wypadaloby podziekowac temu gnomowi i magowi w bieli za pomoc. Staram sie uspokoic a te ostatnie slowa wypowiedziane z lekkim usmiechem na twarzy pokazuja ze mi sie to udaje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Perditor) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 32, 33, 34 ... 42, 43, 44  Następny
Strona 33 z 44

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin